Jeśli chcesz...

"Jeśli chcesz możesz przenieść się w świat, którego inni nie znają. Ten świat będzie Tylko twój, Twoja tajemnica. Jeśli chcesz to Cię tam zabiorę.. Tylko powiedz..."

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 8.

Od tajemniczego włamania wiedziałam, że w szkole nie jest już bezpiecznie. To samo powiedziała Clarissa. Odkąd informacja o tym dotarła do szkolnej rady rodzicielskiej wszyscy wpadli w niepokój. Mimo to wszyscy uczniowie pozostali w szkole. Nauczyciele nie chcieli narażać uczniów ze Straży na niebezpieczeństwo i sami patrolowali szkołę a resztę straży pełnili tylko najlepsi, wyszkoleni w walce, zwinni. Chciałam mieć spokój, jednak wezwali mnie do patroli. Toma też. Co za pech...
Siedząc na łóżku myślałam o tym wszystkim, analizowałam każdy najmniejszy szczegół. Opowiadając Silv przez telefon o tym co zaszło.. nie wiedziałam od czego zacząć. Naprawdę dużo się w tym czasie w szkole zmieniło. Coraz więcej lekcji na temat obrony, walki i strategii. I oczywiście łaciny.
Szepczący mieli teraz lekcje przedłużone o dwie godziny. A co najzabawniejsze - każdy pytany o przyczynę tych zmian został zbywany w ciągu minuty. To nie były tylko ćwiczenia.
A wszyscy... milczeli.

Odwróciłam głowę i westchnęłam, a z uchylonych ust wydobył się białawy kłębek pary. Zapięłam zamek ciemno-szarej bluzy pod szyję i naciągnęłam rękawy na nadgarstki. Przesunęłam wzrokiem po cegłówkach szkoły, ciemnych oknach i wysokich kominach a następnie wspięłam się na bramę i przeskoczyłam na drugą stronę.
Po raz kolejny o późnej porze opuściłam mury szkoły. Ciemną drogą ruszyłam biegiem w stronę miasta. Tam wsiadłam w autobus i pojechałam do Correnville. Usiadłam przy oknie, brązowy plecak położyłam na siedzeniu obok. Na głowę naciągnęłam kaptur i podparłam nogę o fotel przede mną. W autobusie było tylko kilka osób. Ja, jakaś kobieta, na oko po dwudziestce z wystraszonym wzrokiem i małym (chyba trzyletnim) dzieckiem na kolanach. Błądziła wzrokiem w okół siebie a chłopczyk pytał czemu jadą. Na to kobieta oparła się czołem o szybę i po jej policzku spłynęła łza. Opuszczenie chłopaka, męża. Typowo ludzkie problemy. Na samym przodzie, za kierowcą siedział mężczyzna wesoło gawędząc z przewoźnikiem. Na samym tyle siedział chłopak, od którego biło zimno. Kaptur miał naciągnięty na czoło tak, że cała twarz ginęła w cieniu.
Odwróciłam się tak aby wyglądało na to, że patrzę w okno na przeciwko mnie a kątem oka obserwowałam chłopaka. Czarna bluza bardzo przypominała mi tamtą noc, kiedy wracałam z nieumarłym do akademii. Do moich nozdrzy dotarł zapach cytrusów i powietrza przed wiosną. Teraz byłam pewna, że to on. Przerzuciłam torbę przez ramię i nie wahając się przeszłam na tył pojazdu. Usiadłam obok bez słowa, aż podniósł głowę. Był bez okularów. Doskonale widziałam jego oczy w głębokim odcieniu brązu. Tęczówki nie były zamglone więc umarł niedawno. Patrząc na niego miałam wrażenie, że jego twarz ma bardziej nieszczęśliwy wyraz niż za pierwszym razem kiedy go spotkałam.
-Myślałem, że już więcej cię nie spotkam. - powiedział kiedy otworzyłam usta by się przywitać. 
-Ale.. - zaczęłam ale przerwał mi po pierwszym słowie.
-Daruj sobie. Wiem kim jesteś. Nie bój się, nie zabijam ludzi. To... dla mnie.. chore. Narazie jak chcesz wiedzieć mam myśli samobójcze a nie zabójcze. Więc.. wszystko jest w porządku. Możesz iść. - powiedział to tak jakby chciał te słowa wypluć. Były nasączone goryczą.
-Ale ja nie chcę iść... - spuściłam oczy na dłonie, które do tej pory trzymałam blisko kolan. Sama się zdziwiłam, że to powiedziałam na głos ale.. tak było. Nie chciałam iść. Coś ciągnęło mnie do jego osoby i nie była to wrodzona chęć mordu.
Westchnął i oparł głowę o szybę za sobą.
-Dlaczego? Albo inaczej.. co chcesz jeszcze o mnie wiedzieć?- zapytał zniecierpliwiony zerkając na mnie z ukosa.
-Nic. Tylko... to jak masz na imię.
-Bill. A ty Hope.
-Skąd to wiesz?
-Po bransoletce. - odparł a ja odruchowo spojrzałam na dłoń.
-Ale przecież jest zakryta!- oburzyłam się. Rzeczywiście, rękaw był nasunięty na dłoń.
-Nie tylko ty obserwujesz ludzi udając, że patrzysz w okno. - prychnął.
Czyli jednak widział. Czy ja naprawdę jestem tak mało dyskretna?
Autobus zaczął zwalniać. Z warkotem silnika zahamował blisko krawężnika na 5 alei Trens Avenue w Kallem. Jakieś 20 kilometrów od Correnville.
Bill wstał. Zanim wyszedł nachylił się nade mną i pogładził dłonią po twarzy. Odwrócił się i zza pleców powiedział:
-Żegnaj. Bo to co robimy jest zakazane.
Mrugnęłam oszołomiona tym co przekazał mi za pomocą kilku słów. Wyszedł z pojazdu i ruszył w drogę, ciemną ulicą poprzeplataną kilkoma lampami aż w końcu zniknął mi z pola widzenia całkowicie.

Po cichu otworzyłam bramę zapasowym kluczem i zamknęłam ją za sobą. Przeszłam do wielkiej willi chodnikiem wyłożonym masą małych, szarych, brukowych kostek nie rozglądając się na boki. Plecak przerzuciłam na jedno ramię i schyliłam się do skrytki pod jedną z belek na werandzie po klucz do domu. Na palcach szłam przez schody, omijając te miejsca, które zawsze przeraźliwie skrzypiały i skręciłam długim korytarzem w lewo, żeby dostać się na kolejne schody na poddasze, które całe było moje.
Na moją prośbę, tata, kiedy jeszcze miał czas i był obecny w domu wyburzył wszystkie ściany na ostatnim piętrze kupionego domu w Ameryce i zrobił mi tam kosmicznej wielkości pokój. Całą jedną ścianę zajmował regał z książkami, na drugiej były dwa okna, między nimi łóżko a przy dwóćh kolejnych stały komody, szafy i lustro. Środek był pusty. A mimo tego kochałam ten pokój, bo to było najwspanialsze co tata mógł zrobić. Później rzadko bywał w domu więc siedziałam na poddaszu i czytałam książki, zapełniając pustkę po nieobecności rodziców.
Babcia, chcąc zachować chociaż część mojego poprzedniego domu zrobiła to samo z moim pokojem. Ciągnął się na całą długość i szerokość ostatniego piętra. Miałam tu własną łazienkę, siłownię, salę treningową, biblioteczkę i sypialnię w jednym.
Wróciłam tu aby dowiedzieć się tego, czego w akademii nie chcą mi powiedzieć. A jedyny sposób by zdobyć informację był ryzykowny. A mianowicie - trzeba zajrzeć do prywatnych dokumentów babci.

Zamknęłam oczy nasłuchując jakiegoś dźwięku. Gdy nic nie usłyszałam przemknęłam korytarzem do gabinetu.
Stanęłam przed drzwiami i głęboko zaczerpnęłam powietrze w płuca. Nacisnęłam klamkę a korytarz zalał się jasnym światłem z pomieszczenia.

Szedł prostą drogą, nieważne gdzie. Przed siebie! Trasa się skończyła, mógł robić co chciał. Nikogo nie zdziwiło, że zniknął i do tej pory go nie ma. Nawet przyjaciele nie wiedzą gdzie teraz jest. Oni sami mieli dość problemów a chcieli pomóc mu rozwiązać jego. Ale tego nie da się naprawić, zapomnieć.
Jechał do odległego miasta, jednak wysiadł wcześniej. Czuł, że ta rozmowa, z tą dziewczyną źle się skończy. Już teraz nie mógł zapomnieć wyrazu jej twarzy kiedy ją pogładził po policzku. Nawet jeśli nic nie poczuł był to przyjemny gest. A teraz zadręczał się jej obrazem. Była zbyt piękna, zbyt niewinna. I powinna być jego wrogiem.

1 komentarz:

  1. O matko!! Normalnie rzygam teczą xD Szkoda, ze watek Billa byl taki krotki, ale to juz cos C; Mam nadzieje, ze Hope dowie sie o tym czego szuka(podejrzewam definicji duszy pozornej) i moze zozumie slowa Billa(-Żegnaj. Bo to co robimy jest zakazane.), a tooo ja jeszcze bardziej zmotywuje do poznania go :DD Dobrze, ze wyjasniłaś co czul Bill jak ja zobaczył, pogladzil po policzku itp. xD To duzo wyjasnia i oczywiscie czekam na nastepny odcinek i zycze DuuuŻoo weny ^^ Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń