Jeśli chcesz...

"Jeśli chcesz możesz przenieść się w świat, którego inni nie znają. Ten świat będzie Tylko twój, Twoja tajemnica. Jeśli chcesz to Cię tam zabiorę.. Tylko powiedz..."

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział 13.

Nie wiedziałam co mam myśleć. Wiedziałam, że robię źle. Czy ja jestem z Tomem? Co jest między nami? Czy to zdrada? I to z jego bratem... Nieumarłym. Ale... czując oddech Billa na karku zapominam o całej niepewności. Liczy się tylko on i to, że stoi obok. 
-O czym tak myślisz?- zapytał czarnowłosy podrzucając w jednej ręce coś wyglądającego jak czarny sygnet.
-O Tomie...- nie będę tego ukrywać.
-Ah.. to było do przewidzenia. Masz wątpliwości? - uniósł prawy kącik ust w irytującym uśmiechu.
Popatrzyłam na  niego. To nie był pierwszy raz kiedy mogłam się mu przyjrzeć.. ale jednak coś się zmieniło. Wydawał się mniej zagubiony. Miał pewniejszą postawę, głos. Jakby w końcu był pewny tego kim jest. A musiał być kimś ważnym skoro ta dziewczyna tak łatwo odpuściła swoją ofiarę.
-Chyba nie chcę z tobą o tym rozmawiać.
-No weź, jestem jego bratem. Znam go jak nikt. A przynajmniej znałem dopóki... no - zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było nic wesołego. Zadrżałam.
-Wiesz, że nie o to chodzi. - westchnęłam ruszając dalej.
-Nie? A o co? Popraw mnie jeśli się mylę. Nieoficjalnie jesteś z Tomem ale coś ciągnie cię do mnie. - wybiegł trochę przede mnie tak aby idąc tyłem mógł na mnie patrzeć.
Zmrużyłam oczy.
-Zgadłem. - wyszczerzył idealnie równe zęby i klasnął w dłonie o długich czarnych paznokciach.
-Nawet jeśli to co?
Tym razem to on westchnął i popatrzył na mnie z dezaprobatą.
-Jeśli się dowie, znienawidzi nas oboje. Za chociażby samo to, że ze mną rozmawiasz. On mnie nienawidzi, rozumiesz? Nienawidzi tego czym się stałem.
-Właściwie... jak to się stało?- jego brązowe oczy po wypowiedzeniu tego pytania stały się chłodne, nieprzystępne, odległe. Wspomnienie swojej śmierci musi być dla niego trudne. Zwłaszcza, że był sławny. Miał wszystko. Kochającą rodzinę, przyjaciół, pieniądze, sławę, fanów. Żyć nie umierać. A on, no umarł. Umierając nie wiedział, że się odrodzi, nie znał tego świata, nie był z nim związany. A teraz musi ukrywać przed wszystkimi prawdę. Moje rozmyślania przerwał jego cichy głos.
-Usiądźmy gdzieś. To długa historia...


 "-Bill! Nie wsiadaj do tego samochodu. Jeśli odjedziesz spod mojego domu to z nami koniec! Rozumiesz?- Jess krzyczała wymachując rękami podczas gdy niewzruszony szedłem do samochodu. Nacisnąłem przycisk na kluczykach do samochodu a on zamrugał światłami rozjaśniając na chwilę ciemność panującą na około nas. Czułem jak wpatruje mi się w plecy.
-BILL DO CHOLERY!

-Przyślę kogoś po swoje rzeczy. - odparłem nawet nie odwracając się do niej twarzą.
-Myślałam, że mi to wybaczyłeś... Myliłam się co do ciebie.
-Nie, Jess. To ja się myliłem. - westchnąłem i z trzaskiem zamknąłem drzwi czarnego volvo.

Oparłem dłonie na kierownicy i odetchnąłem. Powoli odpaliłem samochód i ruszyłem przez śnieg w stronę Loitsche. Stąd miałem do rodzinnego domu około 300 kilometrów. Jessica mieszkała na takim zadupiu, że wszystko otaczały nieprzemierzone o tej porze roku lasy. Mój oddech zmieniał się w małe białe obłoczki zaraz po wypuszczeniu z ust. Mogłem tu nie przyjeżdżać.
Zacisnąłem mocniej palce na skórzanej kierownicy i dodałem gazu. Powinienem jechać ostrożniej, przecież drogi są oblodzone... Mijałem ciemne sylwetki niekończących się drzew kiedy nagle zza jednego mignęły mi żółte oczy a następnie sarna wybiegła na drogę. Skręciłem gwałtownie w prawo, w stronę bocznej drogi. Wjechałem w las. No nic. Pojadę objazdem. Im dalej byłem tym bardziej się gubiłem. Gdzieś tu musi być kolejny zjazd.... Zatrzymałem samochód i wysiadłem z niego aby się porozglądać. Nasunąłem mocniej czapkę na uszy, gdyż w środku lasu jest znacznie zimniej i zacząłem się rozglądać za drogą. Wszystko pokrywał śnieg, żadnej ścieżki. Szedłem coraz dalej aż nagle usłyszałem cichy trzask pod sobą. I wtedy zrozumiałem, że wszedłem na jezioro. Było ciemno, wszystko ośnieżone, nie zauważyłem go. Lód pęknął"



-Pamiętam jeszcze tylko jak wpadłem do lodowatej wody. Próbowałem się czegoś chwycić ale nie mogłem wydostać się z przerębli. Krzyczałem. Ale nie miałem szansy na ratunek. W te lasy nikt się nie zapuszczał nawet w lesie a co dopiero w zimie. Sądzę, że nie znaleźli auta ponieważ znów zaczął padać śnieg, przykrył ślady opon. Tak minęło 10 dni, wyszło słońce, lód zaczął topnieć. Gdy się obudziłem po prostu wyszedłem na lód i wsiadłem do auta. Włączyłem telefon, który został w samochodzie i ze zdziwieniem popatrzyłem na datę. Byłem w szoku. Odpaliłem volvo i wróciłem do domu. Przy krzykach rodziny i menadżerów wyjaśniłem, że ja i Jess zerwaliśmy, do tego miałem dość trasy, to znaczy mieliśmy dwutygodniową przerwę więc postanowiłem nic nie mówić i wyjechać na 10 dni. Jedynie Tom mi w to nie uwierzył. Bliźniacza więź. Przez te 10 cholernych dni czuł się jak nieżywy. I ciągle było mu zimno. W dzień kiedy wróciłem do domu, on wrócił do dawnego stanu. Z jedną drobną różnicą. Miał ochotę mnie zabić i czuł bijący ode mnie chłód.
-Jak się dowiedziałeś o tym kim jesteś?
-Nie wiem. Miałem tą wiedzę w sobie, jakby zawsze tam była, jakby ktoś mnie tego nauczył. I wiedziałem też kim jest Tom. Strażnikami musieliśmy być od strony ojca. A, że wyprowadził się od nas naprawdę dawno temu i prawie nie mieliśmy kontaktu nic nam nie mówił. Teraz znasz już całą historię.
Milczałam. Nie wiedziałam co mogłabym w takiej sytuacji powiedzieć więc po prostu milczałam. Nie myśląc wtuliłam się w niego. Spojrzał na mnie zdziwiony i delikatnie odwzajemnił uścisk.
-Tak mi przykro... - wyszeptałam.
-Nie bardziej niż mi, Hope..



********
okej, tak więc pechowa 13 za nami :D długo czekaliście, za co naprawdę przepraszam ale 14 chyba pójdzie mi lepiej. Leżę ze złamaną nogą więc chyba mogę nadrobić bloga, nie? xD

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 12.

Po kłótni z babcią i ostatecznym porozumieniu poszłam do lasu aby wywietrzyć głowę z natłoku myśli. Szłam w kierunku linii drzew zaczynającej się kilka metrów za murem domu. Szłam zamyślona, skupiając wzrok na swoich butach.
Przez moją chwilową nieuwagę nie zauważyłam, że na coś wpadłam. Więc jakie było moje zdziwienie gdy nagle wylądowałam na kupie gnijących liści. Zimne palce owinęły się wokół mojego nadgarstka i pociągnęły mnie w górę.
Dziewczyna miała długie blond włosy, zielone oczy i rekini uśmiech. Lodowate powietrze owinęło moją twarz gdy zasyczała wprost do mojego ucha.

-A co my tu mamy? Zgubiłaś się skarbie?
-Nie, nie zgubiłam się. I jeśli chcesz jeszcze żyć powinnaś mnie puścić. A, ups. Ty już nie żyjesz. - odwarknęłam wykręcając rękę i jednocześnie podnosząc nogę aby kopnąć nieumarłą z półobrotu na wysokość ramienia.
-Strażniczka... jeszcze lepiej. - wyszczerzyła zęby blokując cios, następnie z prędkością światła uderzyła mnie w żebra tak mocno, że znowu upadłam na ziemię.
I szlag wziął moje nowe jeansy...
Nieumarła kucnęła przede mną, palcami z długimi, czerwonymi paznokciami złapała podbródek i zbliżyła moją twarz do swojej.
-Zawsze wolałam kobiety, są bardziej żywotne.. - mruknęła.
Kiedy coraz bardziej zbliżała ku mnie swoją twarz panicznie myślałam jak się uwolnić. Siedziała na mnie okrakiem przez co blokowała każdy mój ruch. Kiedy już się poddałam, ucisk zniknął i wróciła swoboda ruchów. Miejsca, w których mnie dotykała wciąż były zimne ale powoli nachodziło do nich ciepło. Zszokowana spojrzałam w górę. Przede mną stał chłopak w długich czarno-białych włosach. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę.
      Moje serce znacznie przyśpieszyło.
Patrzył na mnie stalowym wzrokiem trzymając blondynkę za gardło. Następnie rzucił nią w drzewo. dziewczyna odbiła się od pnia i osunęła na ziemię charcząc i wypluwając krew z ust. Ciemna strużka spływała jej w jednym z kącików ale oprócz tego nie odniosła większych ran. chłopak spojrzał na nią i wysyczał:
-Odejdź.
Nieumarła rzuciła mi wściekłe spojrzenie i powoli wstała z ziemi a następnie oddaliła się w las zaciskając pięści. Kiedy zniknęła z pola widzenia, wstałam. Jeszcze przez kilka chwil staliśmy w milczeniu aż wreszcie wypowiedziałam ciche "dziękuję".
Kiedy wreszcie się odezwałam, spojrzał na mnie jakby próbował sobie przypomnieć kim jestem i co tu robię.
-czy ty wreszcie oduczysz się szwędać samej w tak późnych porach w mało uczęszczane miejsca? - zapytał z miną nie wyrażającą więcej uczuć od cegły.
-Najwidoczniej nie. - prychnęłam.
Spuściłam wzrok na swoje paznokcie, przyglądając się im. Obdrapany czarny lakier nie wyglądał zbyt dobrze. Nagle poczułam zimne powietrze na karku i równie lodowate dłonie na talii. To zimno było przyjemnie kojące, głęboko zaciągnęłam się powietrzem. Czułam tylko zapach lasu i jego dłonie jeżdżące po moich biodrach.
-Czy to nie ty ostatnio nie mówiłeś, że to co robimy jest złe? - zapytałam szeptem.
-Mówiłem...

Co ja robię? To nieumarły. Mój wróg. W każdej chwili może mi odebrać życie. Ale.. wiem, że tego nie zrobi. Nie on. On nie ma zamiaru mnie zabijać..

-
Pytałaś mnie kiedyś o imię. - skinęłam głową. - Jestem Bill. Bill Kaulitz.

Szeroko otworzyłam oczy.

"-Nie chcę mówić o swoim bracie. To dla mnie trudne, przepraszam. - Patrząc w oczy Toma widziałam ten ból. Ból jakby po stracie. Sięgał głęboko, aż dna jego oczu, przenikał przez kolor tęczówek. Zrobiło mi się go żal. Czy stracił brata? Umarł? Co się z nim stało? Miałam tyle pytań ale nie drążyłam tematu. Puściłam jego dłoń i dałam mu odejść w stronę sali."
-Jesteś...
-Tak, jestem bliźniakiem Toma, księżniczko.
Tym czasem w szkole Hildegardy:

-Gdzie ona do cholery jest?! - krzyczała dyrektorka chodząc wciąż w kółko po gabinecie.
-Uciekła. Silvenia jej pomogła. - oznajmiła beznamiętnym tonem pani Brooke.
-Jest taka sama jak jej babka! - krzyknęła pani Nits uderzając zaciśniętą dłonią w biurko. - wierzą w to całe gówno, że te potwory mają serca! Wierzą, że zdołają ich unieszkodliwić, pokonać. Cała ta rodzina sprawia tylko kłopoty. Bez nich już dawno te gnijące skorupy by nie istniały. Zabijano by ich od razu. Dzięki nim te plugastwa żyją a oto jak im się odwdzięczają..

Cassie i Tom stojący za zamkniętymi drzwiami wymienili zszokowane spojrzenia. To nie była ich dyrektorka, to nie ta kobieta, którą znali. Czyżby ta miła i pomocna kobieta to była tylko maska? Powoli wycofali się w mrok korytarza i poszli zaalarmować innych uczniów o całej sytuacji. Bramy szkoły zostały zamknięte a Hope zniknęła.  


****
Przepraszam Was ogromnie za tak wielkie opóźnienie! Rozdział był gotowy, na kartce miesiąc temu ale moja siostra ciągle zapominała mi go przepisać a ostatecznie zapominała kartek z internatu, żebym ja mogła to zrobić. Następny rozdział pewnie będzie duuużo wcześniej, wena wróciła :D
/Z

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 11.


Bolało nas to, że dyrektorka nie wierzyła w to co potrafimy. Nie wierzyła w nas. Z góry założyła, że jesteśmy przegrani. Nie zamierzaliśmy odpuścić. Nie zamierzaliśmy się poddać i udawać, że wszystko jest okej kiedy za zamkniętą bramą szkoły ginęliby wszyscy. Ludzie, strażnicy, nieumarli. Nie chciałam by ktoś umierał tylko dlatego, że JA nie walczyłam. Czułabym się winna. Nie chciałam by ktokolwiek umierał. Nikt na to nie zasługiwał. Nawet Nieumarli. Oczy zaszkliły mi się kiedy pomyślałam o prawdopodobnych ilościach rozlanej krwi. Tak przecież nie musiało być. Nie musiało...
      Spojrzenia moje i Silv skrzyżowały się. Uporczywie wpatrywała się w moje oczy chcąc dojść do jakiegoś wniosku. Nagle prawie niezauważalnie uniosła lewy kącik ust do góry w delikatnym uśmiechu. Kiedy schodziła z podestu zaczęła "grzebać" w torebce. Kierując się do drzwi przytuliła się do mnie, w międzyczasie wkładając mi w dłonie zwitek papieru i coś metalowego z plastikowym zakończeniem.
-Możecie się rozejść. - usłyszałam głos dyrektorki i posłusznie ruszyłam w stronę wyjścia ściskając w dłoni kartkę i jak się okazało klucz. Chciałam już wyjść na dwór kiedy poczułam jak jakieś palce zaciskają się w okół mojego nadgarstka. Odwróciłam się i zobaczyłam zmartwioną twarz Toma. Kompletnie zapomniałam, że to z nim tu przyszłam.
-Wszystko okej?- zapytał półgłosem jakby nie chciał, żeby ktoś oprócz mnie go usłyszał. A przecież to zwykłe pytanie zadane w jak najbardziej odpowiedniej chwili.
-Nie, nic nie jest okej Tom. Nic nie jest okej. - Delikatnie wyplątałam się z uścisku chłopaka i szybkim krokiem ruszyłam w stronę internatu.


***



Bill leżał na łóżku myśląc o tych intensywnie zielonych oczach, które tak bardzo zapadły mu w pamięci. "Potrzebujemy cię" - to zdanie boleśnie tkwiło w jego głowie. Mijał już drugi dzień a dziewczyna nie pokazała się ponownie. Nie mógł się na niczym skupić. gdy zamykał oczy pojawiał się obraz czarnych włosów i opalizujących oczu. Gdy je otwierał widział puste mieszkanie i słyszał głuchą ciszę. Nie wiedział co jest gorsze. Ale jeśli mógł - chciał pomóc tej dziewczynie. Postanowił, że poczeka na nią. Aż wróci. Wtedy powie jej, że zgadza się dołączyć do nieumarłych. tak bardzo rozpaczliwie chciał odzyskać duszę. Chciał czuć wszystkie emocje a nie tylko pustkę i chłodną obojętność. Chciał móc się prawdziwie uśmiechnąć, wiedzieć dlaczego to robi. Być znowu szczęśliwy. I chciał, żeby Tom wrócił. Bez niego był tylko wrakiem wraku. Jeszcze bardziej pustą skorupą. To co czuł można porównać do człowieka, który zdążył poznać wszystkie kolory, zdążył zobaczyć cudowne warte ponownego zobaczenia widoki a następnie stracił wzrok. Zdążył czegoś posmakować, potem mu to zabrano na zawsze. I każdego dnia tęsknił za tymi widokami, za twarzą ukochanej osoby, za odbiciem w lustrze. Ten człowiek chciał znowu widzieć. A Bill chciał po prostu  żyć. Albo umrzeć na zawsze. Nie chciał być już zawieszony pomiędzy tymi opcjami.


*****

Na kartce, którą dała mi Silv była szybko napisana informacja, że następnego dnia o 20 wyjść przed szkołę, za bramę. Kluczyk, który mi dała wyglądał jakby był od samochodu. Nie wiedziałam o co chodzi ale postanowiłam jej zaufać. Westchnęłam i spojrzałam na zegarek. 19:55. Powinnam już wychodzić jeśli o 20 chcę być już poza szkołą.Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i zbiegłam po schodach lecz niedane mi było wymknąć się ze szkoły niezauważoną. Kiedy chciałam już skręcić we właściwi korytarz, ktoś wpadł na mnie zza ściany. Przed twarzą mignęły mi tylko białe włosy kiedy leciałam na ziemię. Boleśnie upadłam na swoje cztery litery a obok mnie wylądowała zaplątana w swoją czarną spódnicę do kostek Cassie. Spojrzała na mnie podejrzliwie i ciągle siedząc na podłodze oskarżycielsko wskazała w moją stronę palcem.
-Co ty tu robisz?
-Wstaję - prychnęłam prostując się.
-Ok. Jak cię jutro dorwę to wszystko mi wyśpiewasz. - zagroziła. - Ale póki co to się śpieszę.
Szybko wstała i krzycząc ciche "przepraszam" pobiegła dalej a jej spódnica znów niebezpiecznie owijała się o jej nogi.
Zaklęłam pod nosem kiedy spojrzałam na zegarek. 19:59. Ruszyłam pędem przez korytarz, pchnęłam ciężkie drzwi i wypadłam na zewnątrz. Już szykowałam się do wspinaczki po bramie kiedy zauważyłam, że metalowe skrzydła są lekko uchylone. Przeszłam przez nie ostrożnie, rozglądając się w około. Dwa metry od bramy stał zaparkowany srebrny sedan. Spojrzałam na kluczyk w mojej ręce. Nacisnęłam guzik z boku klucza a sedan zamrugał światłami. Jęknęłam i wsiadłam do samochodu. Do kierownicy przyczepiona była kolejna karteczka. "Jedź do domu". No okej, skoro tak to jadę. Stosunkowo niedawno nauczyłam się prowadzić ale nie miałam jeszcze szans sprawdzić jak sobie radzę bez osoby obok. Zaczesałam palcami włosy za ucho i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Gładko wycofałam i odjechałam w ciemność.


******

Szedł po pustej drodze myśląc nad tym co się wydarzyło. Dziewczyna o zielonych oczach wróciła. Zanim zdążył się odezwać powiedziała, że cieszy się, że zdecydował się pomóc i kazała mu iść w pewne miejsce niedaleko lasu.Wiedział gdzie to jest więc ruszył krótko po tym jak się ściemniło. Niecierpliwie zeskubywał lakier z paznokci i co jakiś czas szarpał sztywne od lakieru pasma włosów. Chciał zobaczyć w co tak naprawdę się wplątałem. Wiedział, że nie było to nic dobrego ale czy odkąd umarł robił cokolwiek dobrego? Nawet samo bycie Nieumarłym było złe. Przynajmniej dla niego. Po jakimś czasie zobaczył, że jest oświetlany od tyłu przez światła samochodu.
Auto zatrzymało się obok niego i szyba opadła w dół.
-Proszę pokazać dowód osobisty. - powiedział mężczyzna ubrany w policyjny mundur, z notesem w ręku.
-Oczywiście, panie władzo. - Westchnął i sięgnął do kieszeni po dowód a następnie podał go policjantowi, który zmarszczył brwi czytając nazwisko.
-Panie Kaulitz, co pan robi o tej porze na pustej drodze w dodatku bez ochroniarza?
-Nawet nie wie pan jak ciężko czasami jest się od nich uwolnić. Potrzebowałem chwili spokoju, niedaleko w tamtą stronę - wskazał palcem - mam wynajęty pokój.
Uśmiechnął się lekko. Oczywiście kłamał. Show-biznes nauczył go mydlić oczy ludziom tak dobrze, że nawet jego "nauczyciele" uwierzyli mu kiedy po 10 dniach bez żadnego znaku życia nagle wrócił oznajmiając, że zrobił sobie nieplanowaną przerwę od wszystkiego. Czasami uczeń po prostu przerasta mistrza.



#########
Okej, póki co taki dość krótki. Wypadłam z wprawy. Naprawdę. Prawie płakałam z bezsilności pisząc ten rozdział. Mam nadzieję, że jednak docenicie to co napisałam. Chyba należą wam się wyjaśnienia. Chociażby to opowiadanie czytało 5 osób, to tym pięciu osobom należą się przeprosiny za ponad roczną przerwę. W tym czasie praktycznie nic nie pisałam nigdzie. Jakiś czas temu przerzuciłam się na Wattpada gdzie możecie mnie znaleźć pod: dancewiththedeadgirl *ot taka reklama* XDD A więc komentujcie, plusujcie, cokolwiek. Pokażcie mi, że jesteście ^^
/Z

piątek, 21 sierpnia 2015

INFORMACJA

Nie było mnie tu ponad rok. Mam nadzieję, że są tu osoby, które nie zapomniały o tym opowiadaniu albo które dołączą do czytelników Nieumarłych. Tak naprawdę nie zauważyłam, że ten czas tak szybko zleciał. Chciałam was tylko poinformować, że postanowiłam wrócić po długiej przerwie. Przed końcem wakacji możecie się spodziewać nowego rozdziału kochani <3

Ily ♥
/Zuza

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 10.

 PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! nie mogłam się z tym wyrobić przez ten durny internet :(
***********************************************************************


Cały poranek spędziłam na przekopywaniu róż. Od klęczenia w kolcach i ziemi ścierpły mi nogi, skóra na dłoniach stwardniała mi od rękawiczek i na domiar złego - musiałam iść na lekcje. W sumie, było coś gorszego. To coś stało oparte o altankę i piło kawę rzucając w moim kierunku bezczelne komentarze na temat mojej pracy jako tymczasowego ogrodnika. Najszybciej jak mogłam ruszyłam w stronę damskiego internatu. Szybko przebrałam się w legginsy i białą koszulę. Po drodze do szkoły jeszcze zawiązałam krawat i ruszyłam do stołówki na śniadanie. W korytarzu mijałam się z ludźmi, którzy rzucali na mnie ukradkowe spojrzenia. "Jedna z najlepszych ucieka" "Słyszałam, że zwiała z chłopakiem" "wychodzi kiedy chce, żadnych ograniczeń!". Szepty towarzyszyły mi aż pod drzwi stołówki, a tam było jeszcze gorzej. Niektórzy rozmawiali przyciszonymi głosami pochyleni nad stolikami a inni nie kryli ciekawości wlepiając we mnie wzrok. Terenu szkoły nie można opuszczać. A ja? Robiłam to notorycznie. 
Zagryzłam wargę i usiadłam obok Toma. Melissa rzuciła mi jabłko a ja złapałam je jeszcze w locie. 
-Muszę wam coś powiedzieć.. I to raczej nie jest miłe. - powiedziałam krzywiąc sie, czując kwaśny smak owocu. 
-Słuchamy. - powiedział David rozkładając się na krześle. 
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech. 
-Rozmawiałam z babcią. I nie jest dobrze. Nel zginęła bo Nieumarli tworzą Armię. Za niedługo powinni zacząć przygotowywać wszystkich uczniów na wojnę. Nie tylko Straż ma zajęcia obronne. Teraz to my tworzymy Wojnę. 
-Będziemy walczyć?- niepewny wzrok Toma zdradzał jego obawy. On nie był wychowany w tym świecie. Bał się, że wojna wciągnie ludzi, jego fanów, przyjaciół. A bynajmniej tak zdawało mi się na początku. A później w jego oczach błysnęło coś co wyglądało jak troska i obawa zarazem. Ale nie o przyjaciół i fanów. Nie wiem o kogo ale kogoś chronił, kogoś ukrywał.
  

-Gustav! Georg! Gdzie jesteście? - zawołał wbiegając do domu. Drzwi były otwarte. Wszedł do salonu po śladach z krwi, rozbitym szkle i chyba plamach alkoholu. A bynajmniej cuchnęły alkoholem. Rozejrzał się w okół i dopiero po chwili jego wzrok zidentyfikował Georga pod stołem. Miał zabandażowaną rękę z plamami krwi na włóknach. 
Zaśmiał się cicho pod nosem i poszedł do kuchni. Wyglądało, że koledzy balowali. Wolał nie sprawdzać gdzie jest Gustav. Zwłaszcza po tym jak w lodówce zobaczył czarny koronkowy stanik a na podłodze takie same koronkowe figi. Westchnął i wyjął z lodówki zimną colę. Nie musiał pić ale z przyjemnością usiadł na krześle przy stole kuchennym i sączył colę przez niebieską słomkę. Jego życie nie pozwalało mu zapomnieć co się stało ale zwykle nie miał czasu o tym myśleć zajęty próbami i koncertami. Teraz była przerwa w trasie a noce były jeszcze bardziej samotne niż kiedykolwiek. Nie spał więc biegał. Podczas jednej z takich nocy napisał "Phantomrider". Wybrał się na przejażdżkę autem a mijając niektóre drzewa miał wrażenie, że są równie samotne jak on.  
Rzucił okiem na stan mieszkania. Jak jeszcze Tom mieszkał razem z nimi każda taka impreza kończyła się występami striptizerek, namiętnie ocierających się ciałami o jego i Toma ciała. Gustav i Georg już wtedy zwykle mieli stan przedzgonowy albo już zaliczyli "zgon".  Zaśmiał się przypominając sobie sytuację kiedy jedna ze striptizerek wpadła na genialny pomysł aby ubrać Georgowi stanik jej koleżanki i owinąć szyję pończochami. Jak już się biedak obudził ubrany w damską bieliznę był w takim szoku że przez pół dnia sprawdzał czy wszystko ma na swoim miejscu. Taki szok na kacu. 
Wyrzucił butelkę do śmietnika i ruszył na górę. Z reguły nie powinien spać ale tym razem coś się zmieniło. Zasnął, a bynajmniej tak mu się wydawało myśląc o tajemniczej szatynce. Zakazanej jak jabłka w ogrodzie Adama i Ewy. 



Zbiegałam ze schodów ze słuchawkami w uszach, kiedy poczułam, że lecę. Przez dwie sekundy moje nogi były oderwane od jakiegokolwiek oparcia. Wylądowałam w czyichś silnych ramionach i usłyszałam cichy męski śmiech.
-Powtórka z rozrywki, co? - zapytał Tom stawiając mnie na ziemi. 
-Tyle, że już nie jesteś tylko przystojnym, nieznajomym bohaterem ratującym życie najlepszej uczennicy. 
-Czyli twierdzisz, że jestem przystojny?- zapytał unosząc jedną brew i kącik ust. 
Zmieszałam się i spojrzałam na niego spodełba. 
-Ty mnie Kaulitz nie łap za słówka. 
Miał tak rozbawiony wyraz twarzy, że aż sama się uśmiechnęłam. 
-Gdzie tak pędzisz, Gazelo?- zmienił temat opierając się równocześnie o ścianę. 
-Gazelo?- spytałam unosząc wysoko obydwie brwi.
 -Są równie szybkie i niezdarne jak ty. Ale uroczo niezdarne. - puścił mi oczko i po chwili dodał- i równie piękne. 
Patrzyłam na niego czując, że moje policzki płoną. Przegryzłam dolną wargę, odgarnęłam włosy za ucho i złapałam mocniej torbę z książkami przed sobą. 
-A więc uważasz, że jestem piękna? 
-Tak.. - odpowiedział powoli. Był ode mnie wyższy o głowę. Wpatrywał się we mnie spod swojego fullcapa. Złapał mnie za dłoń. Jego skóra na palcach była zgrubiała od kilkuletniego grania nagitarze ale mimo to była ciepła i delikatna. Przyjemna w dotyku. Po chwili wyciągnął w moją stronę również drugą dłoń. Kciukami zaczął gładzić moje nadgarstki. Pochylił głowę aby spojrzeć mi w oczy.
-Nie tylko piękna. Inteligentna.. Urocza.. Samowystarczalna... Odważna... Cudowna.
Teraz moje policzki płonęły żywym ogniem, czułam jak topnieję. Spuściłam oczy i ścisnęłam mocniej jego palce ze swoimi. Następnie uniosłam głowę i spojrzałam mu głęboko w czekoladowe tęczówki. Mój wzrok przesuwał się po całej jego twarzy, zatrzymując się na srebrnym kolczyku w wardze i idealnie wykrojonych ustach. 
Pochylił głowę, przesunął swoje ręce na moje plecy i przyciągnął mnie bliżej. Rozchylił wargi. Ja rozchyliłam swoje. Po niecałej sekundzie zetknęły się w gorącym żarze pragnienia. Złapał mnie rękami za biodra i obrócił tak abym to ja opierała się o ścianę. Czułam jej przyjemny chłód na plecach i ogień jego ust na swoich wargach. 
I nagle... Coś uderzyło w nas z siłą rozpędzonej kuli armatniej. 
-Hej ludzie! Szukaliśmy was. Zaczął się apel. - zawołała Chelsee. - oh, widzę, że przeszkodziłam. Przepraszam.- zmieszała się gdy zobaczyła nas przyciśniętych do siebie a mnie przy okazji przyszpiloną silnymi ramionami Toma do ściany. 
-emm... Nic się nie stało. - powiedziałam cicho wciąż wpatrując się w oniemiałą rudowłosą dziewczynę. 
-No to chodźmy. 


-Drodzy uczniowie. Mamy dla was dwie wiadomości. Doszły nas słuchy, że Nieumarli chcą toczyć z nami wojnę... - przez chwilę oderwałam wzrok od dyrektorki i rzuciłam okiem na Silvenię stojącą obok niej jako zastępstwo za babcię. - ale Akademia Hildegardy nie weźmie udziału w tej wojnie. Bramy zostaną zamknięte, straż potrojona. Ale nie uczniowska. Straż składająca się z wyżej przeszkolonych członków Ochrony. 
Silvenia otworzyła szeroko oczy. Babcia nie przedstawiła nam TEJ wersji. Nie mogliśmy stać z założonymi rękami podczas gdy nasi rodzice będą walczyć. 
-Nie taki był plan!- warknęła Silv zakładając ramiona na piersiach i ruszając niespokojnie nogą. Jej nienaganna czarna sukienka i czerwone jak krew szpilki pod kolor ust dawały jej +10 dla wizerunku reprezentantki Rady. 
Pani Nite zakryła dłonią mikrofon i również odwarknęła:
-Nie będę narażać tych biednych dzieci. 
-Nas, dorosłych jest za mało Ev. Mają stać i patrzeć?! Nie po to są do cholery szkoleni! Są dojrzali. Niech sami podejmą decyzję.
-Ja już ją podjęłam. Nie. Nie wezmą udziału w wojnie, w której i tak by przegrali. 


Bill obudził się w środku nocy tknięty nagłym złym przeczuciem. Rozejrzał się. Wydawało mu się, że firanka się poruszyła. Zamknął oczy i odetchnął. A gdy znów je otworzył przy łóżku ktoś stał. 
Oślepiająco biała skóra, zielone jarzące się oczy, czarne długie włosy. Dziewczyna miała może 17 lat. Wpatrywała się w niego intensywnie. 
-Potrzebujemy cię. - powiedziała zadziwiająco melodyjnym głosem. 
-Jacy Wy? 
-Nieumarli. - odpowiedziała przechylając głowę. - jesteś jednym z nas. 
-Do czego jestem wam potrzebny?- zapytał unosząc się na łokciu. 
-Musisz walczyć w wojnie o wolność. W wojnie o drugie życie ..
Powiedziała to i zniknęły tak szybko jak się pojawiła, zostawiając go z szalejącym wirem myśli w głowie. Mógł mieć drugie życie. Mógł przyłączyć się do czegoś wielkiego. Mógł być wolny.. Ale jaka byłaby tego cena? 


sobota, 10 maja 2014

Rozdział 9.

Andras Kallay - Running

Zaczął biec. Biegł by już nie zawrócić, a bynajmniej pokonać chęć zawrócenia i powrotu do tej dziewczyny. Zacisnął zęby i biegł. Jego kondycja poprawiła się znacznie, odkąd stał się martwy. Wszystkie ludzkie niedoskonałości ciała zniknęły. Zmęczenie, senność, głód, pragnienie. Od jakiegoś czasu było mu to obce. Biegł.
Przystanął dwa miasta dalej. Skąpany w świetle latarni, oparł się o ścianę jakiejś kamienicy i zsunął się po niej w dół. Chciał jeszcze kiedyś spotkać tą piękną, zakazaną mu szatynkę, która codziennie spędzała czas z jego bratem (o czym pewnie nie wiedziała). Chciał widzieć w niej wroga, tak byłoby mu lepiej. Ale widział w niej uroczą, silną dziewczynę.
Przy niej obudziły się dawno uśpione rządze. Chciał ją znów zobaczyć. Zamknął oczy i westchnął głęboko, raczej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Czasami zwykłe ludzkie czynności takie jak oddychanie czy rozciąganie mięśni sprawiały mu przyjemność. Uspokajały go. Przywracały na kilka sekund coś co kiedyś nazywało się dla niego uczuciem a teraz zwyczajnie było pustką.

Wśliznęłam się do środka gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi. Podłożyłam pod drzwi chustę wiszącą na krześle tak aby nie wydostały się na korytarz żadne smugi światła.
Szarpnęłam szufladę w biurku. Zamknięta.  Myśl... - nakazałam sobie. Gdzie ona mogła schować klucze! Przesunęłam dłońmi po twarzy, ciągnąc w dół skórę z pod policzków i analizowałam każde poszczególne miejsce. I przypomniałam sobie, że weszłam kiedyś do babci a ona stała przy oknie majstrując coś przy framudze a kiedy mnie zobaczyła coś za nią trzasnęło a ona zdenerwowała się, że weszłam bez pukania.
Szybko podeszłam do okna i palcami delikatnie jeździłam po całej długości framudze aż wreszcie znalazłam małe wyszczerbienie. Wsadziłam w załom paznokcia i podważyłam. Drewno wydało cichy trzask i otworzyło się coś w rodzaju małych ale długich na 10 centymetrów drzwiczek. W środku znajdowały się różne klucze. Wzięłam z małego wieszaczka ten, który był najmniejszy i na moje oko pasował do zamka rozmiarowo i kształtem. Włożyłam go do dziurki i przekręciłam. Wyciągnęłam szufladę i położyłam na biurku. Przewracałam kartki aż natrafiłam na naprędce otwarty list. Drżącymi palcami rozłożyłam go i zaczęłam czytać. List był napisany w łacinie. Rozumiałam tylko poszczególne słowa jak np. wojna, szkoła, dyrekcja, śmierć, nieumarli, broń.
Czyli niewiele. Wziąłam ołówek i spisałam szybko list na kartkę, którą schowałam pod koszulką.
Odwiesiłam chustę, zgasiłam światło i szybko wróciłam do pokoju.

-Zastanawiam się co robisz w domu, drogie dziecko. Przecież masz szkołę. - powiedziała babcia siedząc na przeciw mnie w salonie. -W szkole dzieje się coś dziwnego. Nauczyciele unikają tematu. Chociaż ty, babciu bądź ze mną szczera. Wiesz co się dzieje, prawda?- zapytałam choć wiedziałam, że odpowiedzi nie uzyskam. Ku mojemu zdziwieniu babcia westchnęła i zaczęła:
-Krążą domysły, że Nieumarli szykują wojnę. Wojnę strażnikom, nie ludziom. Akademia Hildegardy jest bardzo, bardzo starą szkołą. I równie ważną. W jej archiwach znajdują się wszystkie dane, poziomy, wyniki, sekcje. Tam jest wszystko.
-Ale..  co to ma wspólnego z symulacją umysłów?- wyszeptałam spuszczając wzrok na swoje dłonie. W głębi duszy, nie chciałam uzyskiwać odpowiedzi.
-Tworzą armię. - odpowiedziała starsza kobieta smutnym głosem.

Po dwóch dniach (i telefonie dyrektorki) wróciłam do szkoły. Z natury byłam miła dla ludzi, ale kiedy zobaczyłam przy bramie panią Nite w towarzystwie Trevora Collinsa, przewodniczącego szkoły i Straży uczniowskiej zagotowało się we mnie. Czułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec złości. Przymknęłam oczy i zmierzyłam go wrogim spojrzeniem. Trevor był wysokim blondynem o niebieskich oczach i złośliwym typem, na którego leci prawie cała damska część akademi, żeby to tylko akademii Hildegardy. Jeździ na różne wymiany i wykłady w innych szkołach a na prżerwach opowiada swoim równie idiotycznym kumplom o swoich podbojach. Na mój widok wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zakładając ręce na klatce piersiowej oparł śię o mur ściany.
Eva Nite rzuciła mi wściekłe spojrzenie i zacisnęła dłonie w pięści. Raz.. dwa...
-Kolejny raz znikasz, ze szkoły! Opuszczasz lekcje, opuszczasz treningi! Wiesz co to oznacza?! Jeszcze jeden taki numer i będziemy musieli wyrzucić cię ze Straży!
...trzy.
Trevor podczas tego wybuchu złości, udawał, że ziewa za plecami dyrektorki. Potem posłał mi przerażająco zimny uśmiech i powiedział:
-Pani dyrektor, może przedstawi jej pani karę?
-Ah, tak. Oczywiście. Hope, przez tydzień będziesz pracować przy altance a, że ńie jest bezpiecznie pod okiem Trevora.
-Pani chyba żartuje. Że niby ON ma MNIE pilnować? Przecież ja nie dożyję kolejnego dnia!- wyrzuciłam ręce za głowę a gdy dyrektorka oznajmiła mi, że niestety nie zmieni mi "dozorcy" zawyłam z wściekłości i ruszyłam w stronę internatu.
Po drodze kopałam kamyki i rzucałam w stronę szkolnego regulaminu niecenzuralne słowa.
-Dokąd tak pędzisz? I czemu w tym stroju? Nie mamy dziś warty. - usłyszałam przy sobie głos Toma. Zatrzymałam się i spojrzałam na swój strój składający się z ciemnych trampek, czarnych, skórzanych spodni, czarnej bokserki i szarej bluzy przewiązanej na biodrach. 
-Nie zapytasz czemu mnie nie było?
-Nie muszę. Ptaszki mi wyćwierkały. - uśmiechnął się.
-A konkretnie ptaszek o imieniu Melissa. - poczułam na swoich ramionach cudze dłonie i przyjaciółka stanęła obok. - Martwił się o ciebie. Na serio. Myślałam, że oszaleje. Więc mu powiedziałam.
-Miło wiedzieć. - spojrzałam na chłopaka z delikatnym uśmiechem a ten zarumienił się i mruknął:
-Eee.. to ja was zostawiam. Mam coś do.. eee.. załatwienia. To no.. cześć.- i odszedł szybkim krokiem w stronę męskiego internatu.
-Słodki. - Lisa przechiła głowę na prawy bok i zmarszczyła nos odprowadzając Toma wzrokiem.
Zaśmiałam się i poszłam dalej. Wbiegłam po schodach i z rozpędem otworzyłam drzwi pokoju a następnie padłam na łóżko i zasnęłam. Książkami będę się martwić później.

"Siedziałam w celi. Słabe światło nagiej żarówki z sufitu rzucało blask na środek pomieszczenia. Osunęłam się po ścianie i wydrapałam obok siebie kolejną kreskę. Po kilku minutach wstałam i mój wzrok zlokalizował pęknięcie na ścianie w kształcie kwadratu. Resztkami sił zaczęłam drapać miejsce. Po kilku minutach wysiłku na moim czole pojawił się pot. Wreszcie tynk odpadł ukazując ciemną dziurę, w któręj coś błysnęło. Sięgnęłam ręką i natrafiłam na coś ostrego. Wyciągnęłam dwie szable i nie zastanawiając się skierowałam je ostrzami w kierunku swojego serca. To był jedyny ratunek dla niego. Musiał być. Zacisnęłam wargi i pchnęłam. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Mój krzyk."

Usiadłam na łóżku wyzbywając się z ust reszty krzyku i wybudzając się całkowicie ze snu. Zapaliłam światło i otworzyłam okno. Wystawiłam twarz do księżyca, pozwalając aby zimny wiatr owiewał mi spoconą skórę. Z pokoju na przeciwko paliło się światło. Przez nie zasłonięte żaluzją okno widziałam jak Tom, w rozpuszczonych dredach rozciąga się tyłem do okna. Najwyraźniej poczuł, że ktoś go obserwuje bo odwrócił się i uśmiechnął. Nawet z daleka widziałam jak jego kolczyk unosi się w górę razem z wargą. Długie dredy opadały mu na umięśnione ramiona i klatę. Pomachał mi i wrócił do podnoszenia ciężarów a ja zamknęłam okno i poszłam spać.

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 8.

Od tajemniczego włamania wiedziałam, że w szkole nie jest już bezpiecznie. To samo powiedziała Clarissa. Odkąd informacja o tym dotarła do szkolnej rady rodzicielskiej wszyscy wpadli w niepokój. Mimo to wszyscy uczniowie pozostali w szkole. Nauczyciele nie chcieli narażać uczniów ze Straży na niebezpieczeństwo i sami patrolowali szkołę a resztę straży pełnili tylko najlepsi, wyszkoleni w walce, zwinni. Chciałam mieć spokój, jednak wezwali mnie do patroli. Toma też. Co za pech...
Siedząc na łóżku myślałam o tym wszystkim, analizowałam każdy najmniejszy szczegół. Opowiadając Silv przez telefon o tym co zaszło.. nie wiedziałam od czego zacząć. Naprawdę dużo się w tym czasie w szkole zmieniło. Coraz więcej lekcji na temat obrony, walki i strategii. I oczywiście łaciny.
Szepczący mieli teraz lekcje przedłużone o dwie godziny. A co najzabawniejsze - każdy pytany o przyczynę tych zmian został zbywany w ciągu minuty. To nie były tylko ćwiczenia.
A wszyscy... milczeli.

Odwróciłam głowę i westchnęłam, a z uchylonych ust wydobył się białawy kłębek pary. Zapięłam zamek ciemno-szarej bluzy pod szyję i naciągnęłam rękawy na nadgarstki. Przesunęłam wzrokiem po cegłówkach szkoły, ciemnych oknach i wysokich kominach a następnie wspięłam się na bramę i przeskoczyłam na drugą stronę.
Po raz kolejny o późnej porze opuściłam mury szkoły. Ciemną drogą ruszyłam biegiem w stronę miasta. Tam wsiadłam w autobus i pojechałam do Correnville. Usiadłam przy oknie, brązowy plecak położyłam na siedzeniu obok. Na głowę naciągnęłam kaptur i podparłam nogę o fotel przede mną. W autobusie było tylko kilka osób. Ja, jakaś kobieta, na oko po dwudziestce z wystraszonym wzrokiem i małym (chyba trzyletnim) dzieckiem na kolanach. Błądziła wzrokiem w okół siebie a chłopczyk pytał czemu jadą. Na to kobieta oparła się czołem o szybę i po jej policzku spłynęła łza. Opuszczenie chłopaka, męża. Typowo ludzkie problemy. Na samym przodzie, za kierowcą siedział mężczyzna wesoło gawędząc z przewoźnikiem. Na samym tyle siedział chłopak, od którego biło zimno. Kaptur miał naciągnięty na czoło tak, że cała twarz ginęła w cieniu.
Odwróciłam się tak aby wyglądało na to, że patrzę w okno na przeciwko mnie a kątem oka obserwowałam chłopaka. Czarna bluza bardzo przypominała mi tamtą noc, kiedy wracałam z nieumarłym do akademii. Do moich nozdrzy dotarł zapach cytrusów i powietrza przed wiosną. Teraz byłam pewna, że to on. Przerzuciłam torbę przez ramię i nie wahając się przeszłam na tył pojazdu. Usiadłam obok bez słowa, aż podniósł głowę. Był bez okularów. Doskonale widziałam jego oczy w głębokim odcieniu brązu. Tęczówki nie były zamglone więc umarł niedawno. Patrząc na niego miałam wrażenie, że jego twarz ma bardziej nieszczęśliwy wyraz niż za pierwszym razem kiedy go spotkałam.
-Myślałem, że już więcej cię nie spotkam. - powiedział kiedy otworzyłam usta by się przywitać. 
-Ale.. - zaczęłam ale przerwał mi po pierwszym słowie.
-Daruj sobie. Wiem kim jesteś. Nie bój się, nie zabijam ludzi. To... dla mnie.. chore. Narazie jak chcesz wiedzieć mam myśli samobójcze a nie zabójcze. Więc.. wszystko jest w porządku. Możesz iść. - powiedział to tak jakby chciał te słowa wypluć. Były nasączone goryczą.
-Ale ja nie chcę iść... - spuściłam oczy na dłonie, które do tej pory trzymałam blisko kolan. Sama się zdziwiłam, że to powiedziałam na głos ale.. tak było. Nie chciałam iść. Coś ciągnęło mnie do jego osoby i nie była to wrodzona chęć mordu.
Westchnął i oparł głowę o szybę za sobą.
-Dlaczego? Albo inaczej.. co chcesz jeszcze o mnie wiedzieć?- zapytał zniecierpliwiony zerkając na mnie z ukosa.
-Nic. Tylko... to jak masz na imię.
-Bill. A ty Hope.
-Skąd to wiesz?
-Po bransoletce. - odparł a ja odruchowo spojrzałam na dłoń.
-Ale przecież jest zakryta!- oburzyłam się. Rzeczywiście, rękaw był nasunięty na dłoń.
-Nie tylko ty obserwujesz ludzi udając, że patrzysz w okno. - prychnął.
Czyli jednak widział. Czy ja naprawdę jestem tak mało dyskretna?
Autobus zaczął zwalniać. Z warkotem silnika zahamował blisko krawężnika na 5 alei Trens Avenue w Kallem. Jakieś 20 kilometrów od Correnville.
Bill wstał. Zanim wyszedł nachylił się nade mną i pogładził dłonią po twarzy. Odwrócił się i zza pleców powiedział:
-Żegnaj. Bo to co robimy jest zakazane.
Mrugnęłam oszołomiona tym co przekazał mi za pomocą kilku słów. Wyszedł z pojazdu i ruszył w drogę, ciemną ulicą poprzeplataną kilkoma lampami aż w końcu zniknął mi z pola widzenia całkowicie.

Po cichu otworzyłam bramę zapasowym kluczem i zamknęłam ją za sobą. Przeszłam do wielkiej willi chodnikiem wyłożonym masą małych, szarych, brukowych kostek nie rozglądając się na boki. Plecak przerzuciłam na jedno ramię i schyliłam się do skrytki pod jedną z belek na werandzie po klucz do domu. Na palcach szłam przez schody, omijając te miejsca, które zawsze przeraźliwie skrzypiały i skręciłam długim korytarzem w lewo, żeby dostać się na kolejne schody na poddasze, które całe było moje.
Na moją prośbę, tata, kiedy jeszcze miał czas i był obecny w domu wyburzył wszystkie ściany na ostatnim piętrze kupionego domu w Ameryce i zrobił mi tam kosmicznej wielkości pokój. Całą jedną ścianę zajmował regał z książkami, na drugiej były dwa okna, między nimi łóżko a przy dwóćh kolejnych stały komody, szafy i lustro. Środek był pusty. A mimo tego kochałam ten pokój, bo to było najwspanialsze co tata mógł zrobić. Później rzadko bywał w domu więc siedziałam na poddaszu i czytałam książki, zapełniając pustkę po nieobecności rodziców.
Babcia, chcąc zachować chociaż część mojego poprzedniego domu zrobiła to samo z moim pokojem. Ciągnął się na całą długość i szerokość ostatniego piętra. Miałam tu własną łazienkę, siłownię, salę treningową, biblioteczkę i sypialnię w jednym.
Wróciłam tu aby dowiedzieć się tego, czego w akademii nie chcą mi powiedzieć. A jedyny sposób by zdobyć informację był ryzykowny. A mianowicie - trzeba zajrzeć do prywatnych dokumentów babci.

Zamknęłam oczy nasłuchując jakiegoś dźwięku. Gdy nic nie usłyszałam przemknęłam korytarzem do gabinetu.
Stanęłam przed drzwiami i głęboko zaczerpnęłam powietrze w płuca. Nacisnęłam klamkę a korytarz zalał się jasnym światłem z pomieszczenia.

Szedł prostą drogą, nieważne gdzie. Przed siebie! Trasa się skończyła, mógł robić co chciał. Nikogo nie zdziwiło, że zniknął i do tej pory go nie ma. Nawet przyjaciele nie wiedzą gdzie teraz jest. Oni sami mieli dość problemów a chcieli pomóc mu rozwiązać jego. Ale tego nie da się naprawić, zapomnieć.
Jechał do odległego miasta, jednak wysiadł wcześniej. Czuł, że ta rozmowa, z tą dziewczyną źle się skończy. Już teraz nie mógł zapomnieć wyrazu jej twarzy kiedy ją pogładził po policzku. Nawet jeśli nic nie poczuł był to przyjemny gest. A teraz zadręczał się jej obrazem. Była zbyt piękna, zbyt niewinna. I powinna być jego wrogiem.

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 7.

-Byłaś nam wierna cały czas. Dzielnie wypełniałaś swoje obowiązki jako Strażniczka. Dziś od nas odchodzisz, a my będziemy pamiętać o tobie cały czas. Z prochu powstałaś i w proch się obrócisz. - Pani Nite zrobiła znak krzyża i odeszła od trumny.
Podeszłam do ciemnej skrzyni i przełknęłam ślinę. Moje rozpuszczone włosy muskały ciało Nelly gdy nachyliłam się do trumny.  Ścisnęłam zimną, kredowo białą dłoń koleżanki i położyłam czerwoną różę na jej piersi. Dłonie zaczęły mi się trząść więc odsunęłam się od trumny i pozwoliłam łzom spływać po moim policzku. Przesunęłam dłonią po włosach i zakryłam twarz dłońmi. Moje zimne, drżące palce wchłaniały gorzkie łzy. Nelly to siostra Petera.
Usiadłam na trawie i ułożyłam głowę na kolanach. Ramiona trzęsły mi się a ciemne włosy łaskotały odkryty kark.
Poczułam jak ktoś siada przede mną i przytula mnie. Wtuliłam twarz w pierś chłopaka i znowu zaczęłam płakać.
-Cii.... Już dobrze.. Już po wszystkim... Już ją pochowali... - Peter mówił do mnie szeptem jakby się bał, że jak powie głośniej to się rozpadnę. Uniosłam twarz i spojrzałam na niego zapłakanymi oczami.
-Przecież ją kochasz.. a ona.. ja nie wyobrażam sobie życia bez Silv.. - jego szczęka drgnęła ale patrzył na mnie skupionym wzrokiem. Westchnął i popatrzył mi w oczy,
-Jest moją młodszą siostrą. Wiadomo, że jest mi ciężko..  Ale będę musiał się z tym pogodzić. Nie widzę innego wyjścia. Trzeba żyć dalej. Więc głowa do góry i... proszę.. nie odwiedzaj symulacji.
Skinęłam głową i położyłam głowę na jego ramieniu. Nie wiedziałam czy on bardziej potrzebuje mnie czy ja jego.

Kilka dni później:

-Gotowa? - zapytał Tom kiedy szliśmy w stronę hali. Spojrzałam na niego i mruknęłam pod nosem "jasne". Zbiegłam po schodach i wkroczyłam szybko do szatni gdzie czekała Noah. Dziwnie wyglądała ubrana w czarne ciuchy i ciężkie buty wojskowe przy swoim metr pięćdziesiąt osiem wzrostu. Pierwsze wrażenie robiła zawsze mizerne : mała blondynka z uśmiechem na twarzy i szczupłym ciele. Ale każdy kto ją choć raz widział w akcji wie, że nie można z nią zadzierać. A jeśli już się zadrze zostaje tylko skrzydło szpitalne.
Szybko ubrałam się i razem z Noah wyszłyśmy z szatni.
-To jak? Ja i Tom robimy obchód po terenie internatów i na linii lasu a wy po salach szkolnych? - zaproponował Tristan.
Kiwnęłam głową, że się zgadzam. Noah zrobiła to samo i wszyscy poszliśmy w swoje strony.
-Kto odprowadzał cię ostatnio do szkoły po zmroku? Nie miałam okazji zapytać wcześniej, wiesz.. treningi. - spojrzała na mnie z półuśmiechem. - całkiem przystojny.
-Poznałam go na przystani. - powiedziałam a po chwili wahania dodałam - nie wiem nawet jak ma na imię.
Jednym z kluczy przejętych od wcześniejszego patrolu otworzyłam drzwi szkoły. Mosiężne drzwi zgrzytnęły o podłogę i ustąpiły z cichym kliknięciem. Weszłyśmy do pustej stołówki. Krzesła na stołach, zasunięte złotymi zasłonami okna i ciche syczenie wydobywające się z pieca kuchennego. Bez uczniów śmiejących się i jedzących było tu dziwnie przerażająco. Byłam przyzwyczajona do widoku jasnych biało-kremowych ścian, biało-czarnej mazaiki z płytek na podłodze i odsłoniętych okien, przez które wpadały promienie słoneczne i tańczących drobinek kurzu w smugach światła.
Noah przeszła między stołami świecąc latarką we wszystkie kąty a ja oparłam się o futrynę drzwi.
Blondynka skinęła na mnie głową i wyszłyśmy z sali.
Po cichu weszłyśmy po schodach na pierwsze piętro. Zaglądałyśmy do każdej sali po kolei, otwierając je jednym uniwersalnym kluczem.
Po dwóch kolejnych piętrach bolały mnie nogi ale podczas rozmowy z Noah nie zwracałam na to uwagi. Skoro ona wytrzymuje to ja też dam radę.
Szłyśmy krętym korytarzem a nasze buty trzeszczały na drewnianej podłodze. Na ścianach pojawiały się światła rzucane przez latarki. Wyłączyłyśmy je kiedy przekroczyłyśmy próg korytarza Sprawiedliwych.
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie kiedy wreszcie doszłyśmy do symulacji.
Noah zatrzymała się w pół kroku i wystawiła rękę abym zrobiła to samo.
Z małego okienka w metalowych drzwiach wydobywało się światło z jarzeniówek zawieszonych pod sufitem. Dziewczyna zmrużyła oczy i powoli nacisnęła klamkę. Sunęłyśmy w głąb pomieszczenia blisko ścian i na palcach.
-Dobry wieczór..- zatrzymałyśmy się jak wryte kiedy usłyszałyśmy głos zza naszych pleców. Zimne powietrze oplotło mi się wkoło kostek i nadgarstków. Uderzyło mnie w twarz.
Noah zareagowała pierwsza. Odwróciła się gotowa walnąć nieproszonego gościa z łokcia w twarz albo brzuch lecz ten zacisnął palce na jej nadgarstku i mocno ścisnął. Obróciłam się na pięcie i.. zamarłam. Kredowo biała twarz i zimne niebieskie oczy zmroziły mi krew w żyłach. Czerwona peleryna opadała na podłogę. Kątem oka spojrzałam na okno po mojej lewej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że komputer uruchamiający symulacje jest włączony a na środku szklanego pomieszczenia leży skulony Ash. Uczeń ostatniej klasy.
Otrząsnęłam się i rzuciłam na nieumarłego a Noah szybko wyswobodziła się z jego uścisku,który narychmiast poluźnił. Zaczęłam krzyczeć kiedy długimi paznokciami rozorał mi policzek. Czułam jak krew wypływa z nacięć.
Noah krzyknęła, żebym zajęła się Ashem a ona zajmie się tym kolesiem.
Nerwowo klikałam myszką na pojawiające się kody i wystukiwałam na klawiaturze hasła. Na dużym ekranie nad komputerem widziałam, że nie jest za późno. Ostatnie kliknięcie i kątem oka widziałam jak Ash przestaje niemo krzyczeć. Rzuciłam się w stronę drzwi i pobiegłam korytarzem prosto do sypialni nauczycieli. Zaczęłam krzyczeć, żeby biegli do sali symulacyjnej. Po chwili na korytarz wybiegła Clarissa i wyminęła mnie w biegu. Kiedy trzasnęły drzwi Nieumarły odwrócił się i wyskoczył przez okno. Clarissa skoczyła w tę stronę ale jedyne co zobaczyła to czerwona peleryna powiewająca na wietrze.
Zacisnęła zęby.
-Tu nie jest już bezpiecznie... to wymknęło się spod kontroli... -szepnęła sama do siebie. - Co z nim?
W momencie kiedy o to zapytała przez drzwi wbiegli zsapani Tom z Tristanem i reszta nauczycieli.
Pani Nite wyprowadziła Asha do skrzydła szpitalnego razem z poturbowaną Noah. Dziewczyna utykała na prawą nogę i miała rozciętą rękę.
Kiedy było już po wszystkim nie kazali wracać nam na wartę. Tom odprowadził mnie do pomoju i położył mnie do łóżka. Kiedy chciał zamykać drzwi zapytałam:
-Zostaniesz ze mną?
Nic nie mówiąc zdjął buty i położył się obok mnie. Po chwili wahania przysunęłam się do niego i przytuliłam do jego klatki piersiowej i usnęłam słuchając bicia jego serca.

Sam nie słyszał krzyku ale Tom go usłyszał. Więc on wiedział, że coś się stało. Siedząc w busie z zamkniętymi oczami nagle je otworzył i w głowie usłyszał echo krzyku Hope. I poczuł ból brata, który rzucił się w stronę źródła dźwięku. Długo nie mógł wrócić do tego czym zajmował się wcześniej a mianowicie pisania nowej piosenki. Odłożył więc długopis i kartkę na bok. Nie czuł swoich uczuć ale czuł emocje swojego brata. Chociaż tyle mu zostało...

**********
Wesołych świąt :*

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 6.

Wika - wyjaśnienie jest w zakładce między miłością a nienawiścią :)
pisząc to wgapiałam się w szklaną kulę z jakimś zamkiem w środku i obracałam ją w te i we wte patrząc jak sztuczny śnieg lata sb z dołu na górę i z powrotem XD
****************

Usiadłam na zimnym kamiennym murku i spojrzałam przed siebie. Zimny wiatr owiewał mi twarz, rozsypując włosy w każdą możliwą stronę.
Machałam nogami obijając je o murek.  Uniosłam głowę aby pierwsze krople deszczu opadły mi na twarz. Nie rozumiałam ludzi, którzy nie lubią deszczu. Zawsze kiedy widziałam, że ktoś woli schować się pod baldachimem sklepowym, parasolem czy nawet gazetą uśmiechałam się do siebie. Kochałam deszcz. I nadal kocham. Uwielbiam to uczucie kiedy zimne krople opadają mi na włosy i twarz, przyozdabiając je jak miliony małych brylancików.
Zaczęło się ściemniać, chmury zbierały się od strony oceanu.  Wysokie fale obijały się o brzeg jakby miały za mało miejsca w zbiorniku.
Nie chciałam wracać. Musiałam pomyśleć. Nie obchodziło mnie jaką mam duszę, po co to komu potrzebne do życia? Nie rozumiem czym doktor Hollen się tak przejął.
Ale jednak interesowało mnie to. Czemu? Z czystej ciekawości.
Po prawej stronie usłyszałam skrzek mew i odwróciłam się w tamtą stronę. Chłopak ubrany w czarną bluzę, z obszernym kapturem na głowie i wypłowiałych jeansach oparł dłonie o barierkę a mnie uderzyło a twarz tężejące powietrze.
Było już zupełnie ciemno, nie miałam przy sobie broni. Żeby nie pokazać, że wiem kim jestem postanowiłam z nim porozmawiać. Tak dowiem się czy jest niebezpieczny.
-Nie za późno na spacer? - zapytałam gdyż do głowy nie przyszło mi nic lepszego.
-To samo mógłbym powiedzieć o tobie. - odparł uparcie patrząc na fale i nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
-Mógłbyś ale ja zapytałam pierwsza. - popatrzyłam na niego przechylając głowę w bok.
Westchnął i spojrzał na mnie. Był to ułamek sekundy ale wychwyciłam z jego spojrzenia wszystko co powinnam wiedzieć: był niezmiernie smutny. Samotny.
Długie do ramion czarne włosy wystawały spod kaptura i opadały na ramiona. Kiedy przyjrzałam sie mu bliżej spokojnie mogłam stwierdzić, że jest przystojny. Policzki wysokimi kośćmi policzkowymi z charakterystycznymi wgłębieniami, oczy w odcieniu głębokiego brązu, długie rzęsy, gładka, blada cera, długie zadbane palce i wysoki wzrost.
-Nie powinnaś rozmawiać z nieznajomymi. - powiedział wyciągając z kieszeni paczkę fajek i odpalając jedną. - Chcesz?
-Nie palę.
Głęboko zaciągnął się dymem i oparł się plecami o kamień. Kiedy stał bokiem kaptur zasłaniał większość jego twarzy ale kiedy wyciągał szyję wydmuchując z płuc szarawy dym ukazywał się dobrze zarysowany podbródek.
Zacisnęłam dłonie na kolanach i ziewnęłam.
-Śpiąca? - zapytał unosząc jedną brew.
-Jakby nie patrzeć późno już- odparłam. W głębi duszy wiedziałam, że Nieumarli nie śpią.
-Wracaj do domu. - odparł i rzucił papierosa na ziemię a następnie przygasił czubkiem buta.
-Odprowadzę cię. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - powiedział i zaczął iść wzdłuż pomostu.
-Skąd wiesz gdzie idziemy? - zawołałam za nim zeskakując z murka.
-Po prostu wiem!

**

-Co się dzieje? - zapytałam w pół przytomna patrząc na pochylającą się nade mną Cassie.
-Straż skarbie. Wzywają nas. Wszystkich. - Dodała widząc jak zakrywam sie kołdrą.
W tej chwili miałam gdzieś Straż, chciałam się, cholera jasna -wyspać!
Burknęłam coś pod nosem i wygrzebałam się z pościeli.
Cassie złapała mnie za rękę i wyciągnęła na korytarz. Teraz zauważyłam, że ona również miała na sobie to w czym spała.
Biegnąc przez trawnik, czułam pod gołymi stopami wilgotną trawę. Zbiegłyśmy po schodach do sali treningowej.
Wszyscy z zainteresowaniem mierzyli mnie i Cassie, które jako jedyne byłyśmy w pół nagie.
-Co się gapisz? - warknęłam na chłopaka, który nachalnie mierzył wzrokiem moje długie nogi.
Przepchnęłyśmy się do Melissy, Davida, Petera i Toma. Mel zrobiła zdziwioną minę i spojrzała wymownie na swoje nogi okryte legginsami.
-Następnym razem uprzedźcie, że zamierzamy wyeksponować swoją nagość. - wzruszyła ramionami.
Nasza szóstka stała na betonowym odcinku blisko kamiennej ściany więc zimno strasznie ciągnęło po nogach. Potarłam ramiona i zaczęłam przeskakiwać z nogi na nogę. Z ust wydobywały mi się przy każdym oddechu obłoczki pary. Tom spojrzał na mnie czule i zdjął swoją bluzę, zostając jedynie w szarych dresach i butach. Okrył mnie bluzą, która sięgała mi krótki przed kolana. Byłam pewna, że teraz z kolei jemu jest zimno więc przesunęłam się do tyłu i wtuliłam plecami w jego nagi, umięśniony tors.
Objął mnie rękami, zaplatając dłonie na moim brzuchu.
Delikatnie kołysaliśmy się żeby było nam jeszcze cieplej a Clarissa i Carter weszli na podium.
-Przepraszamy, że tak późno. Większość z was pewnie dopiero wstała - tłum wydał pomruk zaniedowolenia- ale musimy zwiększyć patrole i ilość treningów. Jak pewnie wiecie nastąpiło włamanie do symulacji Nel Eddison. Szkoła nie ma pojęcia jak do tego doszło gdyż komputery, symulacje i dane są dobrze strzeżone.
Clarissa przerwała i pałeczkę przejął Carter.
-Dlatego obchody będziecie robić teraz czwórkami. I to nie tylko teren w okół internatów i szkoły  a także las, bramę główną do Akademii Hildegardy i cały budynek lekcyjny. Grupa pełniąca pierwszą wartę dostanie klucze uniwersalne do wszystkich bram i sal a następnie będzie je przekazywała kolejnej. Wychodząc zajrzyjcie na tablicę. Są tam nowe przydziały i dyżury. A teraz możecie się rozejść.
Tom puścił moje ramiona i podszedł do tablicy. Kiedy wrócił oznajmił, że nadal jesteśmy razem ale teraz z Noah i Tristanem.

Wróciłam do pokoju i kiedy już miałam iść spać usłyszałam ciche pukanie w okno. Ostrożnie podeszłam do niego i otworzyłam je. Po chwili do pokoju wśliznęły się długie, zgrabne nogi Chelsee.
-Czemu przychodzisz tu tak późno?- zapytałam kiedy rudowłosa stanęła przede mną.
-Od początku roku jestem wolontariuszką u nas w skrzydle szpitalnym. To chyba wiesz. W każdym bądź razie.. to co Nel miała na twarzy....
-Życie po śmierci.. - szepnęłam spuszczając wzrok.
-No właśnie... bo... ona... umarła w tej symulacji..
-Co chcesz przez to powiedzieć?- spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
-Nel nie żyje Hope. Tak mi przykro. - położyła mi jedną dłoń na ramieniu a po jej policzku popłynęła łza. Następnie przewiesiła nogi przez parapet i zostawiła mnie samą z myślami.

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 5.

Specjalna dedykacja dla : OLIWI! Bo.... pisząc z nią ryłam jak nwm i nie mogłam się skupić na pisaniu, i jest najbardziej rozpraszającą osobą kiedy zamierzam wziąć się za rozdział xD
Nie biorę udziału w Liebster Award więc tylko odpowiam na pytania Kamili :) :
1. Trudne pytanie.. ale chyba siedziałam i stukałam długopisem o zęby czytając "Piękni i martwi" :)
2. Ze swoich emocji i wyobraźni bo to one najwięcej wiedzą o moich bohaterach. Wyobraźnia jest moją wieczną inspiracją <3
3. Około 2-3 tygodni jeśli nie mam weny :( Jeśli mam 1-2 dni :)
4. Czasami pomaga mi siostra - pytam ją o zdanie.
5. 7 ale jedno usunięte więc 6 :)
6. Od więcej niż roku.
7. Skoro zostałam nominowana trzy razy (dziękuję <3) to tak. Czuję się doceniana ale ważniejsze jest dla mnie to, że ktoś wplątuje się w życie moich bohaterów i czeka aż zrobię kolejny ruch :)
8. Trudno powiedzieć ale myślę, że gdzieś tak 8-7 bo perfekcyjnie nie jest i muszę jeszcze popracować :)
9. Mam dwa blogi, które nie są o nich :)
10. Tak :)
11. Zależy od okoliczności ale bardziej szczęśliwe bo jestem szczęśliwa kiedy bohaterzy też są :)
******************************************************************************
-Gdzie Tom? - zapytała Amy rzucając torbę na krzesło obok mnie.
-A tak ci do niego śpieszno? - rzuciłam nie odrywając się od notatek. Wszystkie moje zeszyty przecinały łacińskie słowa caelum, inferno, speculator vero, mortem i memoria. Oprócz tego masa wzorków, różnych zawijasów i obrazków przedstawiających usta, oczy, skrzydła, serce na wyciągniętych dłoniach.
-Pff. Ani trochę, dlatego pytam. - Zarumieniła się lekko. Powszechnie wiadomo było, że chłopak przypadł jej do gustu.
Pokręciłam tylko głową i zakryłam usta dłonią aby się nie roześmiać. Amy odgarnęła swoje czarne kosmyki z twarzy i usiadła na skraju krzesła zakładając nogę na nogę. Można by uznać, że była naprawdę ładna. Opalona skóra wpasowała się idealnie pod ciemne włosy i brązowe oczy. Niestety - z tego co wiem : to nie jest typ Toma. Nie żebym z nim jakoś specjalnie gadała o takich rzeczach ale warty nie zawsze są ciekawe więc pogadać można.
A jeśli chodzi o jego nieobecność to... no cóż. Miał mieć przerwę w trasie ale grają ostatni koncert przed tym jak na cały rok zostanie zamknięty za murami szkoły. Zadzwonił dzwonek. Drzwi sali z trzaskiem otwarły się i weszła przez nie wysoka, szczupła kobieta, niosąc w rękach stertę papierów i czarną teczkę. Nauczycielka historii. Położyła stertę na biurko i poruszyła głową, odrzucając luźne pasma włosów do tyłu. Poprawiła okulary i wyszła na środek klasy.
-A więc.. Dzisiaj omówimy legendy panujące w świecie strażników. znacie jakieś? - spojrzała na nas spod prostokątnych szkieł w czarnych oprawkach. Amy energicznie uniosła rękę w górę.
-Tak?
-Babcia opowiadała mi o
quinque et mortuos. - zmarszczyła nos i przekrzywiła usta ukazując zęby. Pani Mariante odchrząknęła i spojrzała na nią zaciskając wargi.
-Amylinne... wiesz, że zakazano mówienia o tej klątwie. - powiedziała spokojnie. Przysiadła na brzegu ławki przed nami, splatając nogi w kolanach.
-Tak proszę pani... Ale chciałabym wiedzieć jak to naprawdę było! - zaprotestowała dziewczyna wbijając w nauczycielkę skupiony wzrok. Kobieta wstała i zamknęła drzwi na klucz. Westchnęła i odwróciła się w stronę uczniów.
-Dobrze, opowiem wam o tym... ale.... ani słowa o tym. NIKOMU. Wyrzuciliby mnie za to...

Kiedy klasa umilkła i skupiła się na jej osobie, zaczęła:
-Około 100 lat temu żyło pięciu braci. Wszyscy zakochani na zabój w swoich narzeczonych. Ich kobiety były piękne, inteligentne i urodą kusiły samego diabła. Bracia byli strażnikami najwyższej rangi zaś ich narzeczone zwane były jako "
quinque susurri". Pięć szeptów. Nie były siostrami, lecz przyjaciółkami. Mówiły zgodnym głosem, unikały konfliktów. Pewnego dnia siedziały na łące, jak zwykle plotąc wianki z polnych kwiatów i czesząc swoje długie włosy , kiedy je napadnięto. Wszystkie były w jednym wieku. Miały po 18 lat.. - westchnęła- Całą piątkę brutalnie zarżnięto. Ich ciała znaleziono na dnie rzeki Terront. Bracia załamali się. Spędzili dnie i noce szukając czegoś co przywróci duszę ich ukochanym. Ponoć znaleźli to czego szukali ale niestety tą tajemnicę zabrali do grobu. Zmarli w wyniku zawału serca.
-Myśli pani, że to czego szukali istnieje?- zapytałam gryząc gumkę ołówka.
-Myślę, że nie byliby tak głupi aby ich rozwiązanie zniknęło - szepnęła patrząc za okno.
Do końca lekcji nie mogłam sie skupić. Myślami wracałam do tych kobiet. Jakie były? Jak wyglądały? Dlaczego pięć szeptów?


         Tom gonił Georga po drewnianym parkiecie z zamiarem przyłożenia mu i odbicia "Molly"- jego czarno-białej gitary. Bill patrzył na tę dziecinadę z lekkim poirytowaniem. Uniósł jedną brew i uśmiechnął się chytrze. Gdy Georg był blisko niego, czarnowłosy wystawił swoją długą nogę. Chłopak potknął się i ku wielkiemu zadowoleniu sprawcy wleciał na perkusję Gustava, która rozleciała się z brzękiem po całej scenie.
-Molly!- zawył Tom - No i coś debilu narobił?! Moja gitara! Jezu, rysa! Moja ukochana!- chłopak prowadził zawzięty monolog. Bill uśmiechnął się szeroko i poklepał bliźniaka po ramieniu a ten zmierzył go morderczym wzrokiem więc powoli wycofał się do garderoby.
Godzinę później cała czwórka stanęła na scenie. Bill stojąc tyłem do publiczności z westchnieniem obrócił w palcach mikrofon. Kiedy usłyszał pierwsze dźwięki perkusji i lekkie drżenie strun od gitary zaczął śpiewać. Miał wrażenie, że otwiera usta  bezwiednie i sam był zdziwiony kiedy wypłynął z nich dźwięk. Większość kobiet szalała za jego delikatnym, melodyjnym głosem i zrobiłyby wszystko, żeby móc tego głosu słuchać codziennie na żywo podczas gdy on był już nim kompletnie znudzony. Odwrócił się i uśmiechnął do wysokiej blondynki w pierwszym rzędzie.


         Przeczesałam palcami rozpuszczone włosy i podparłam pochyloną głowę na zaciśniętej pięści. Palcem przetarłam skórę tuż pod okiem. Zamknęłam oczy i wróciłam myślami do dziwnego zachowania Nelly. Godzinę temu spotkałam ją na korytarzu damskiego internatu. Oczami uciekała w bok niczym spłoszona surykatka. Mówiła, że ucieknie z tej szkoły, że nas okłamują, że tu nie jest bezpiecznie. Ręce jej drżały. Zaciekawiło mnie ro i zmartwiło.
-Czego ona się dowiedz...- urwałam, kiedy trzasnęły drzwi od biblioteki. Zdyszana Melissa położyła dłoń na moim ramieniu i naglącym szeptem powiedziała:
-Włamali się do symulacji Nelly!    
          Zerwałam się i pobiegłam za nią do pomieszczeń pod budynkiem. Było źle. Czerwone światło przelewało się przez sufit na oszkloną salę. Nel klęczała na środku sali trzymając się za głowę. Wrzeszczała z przerażenia. Łzy spływały jej po twarzy i cała drżała. Jeden z uczniów wyjaśnił mi, że Nel miała przejść symulację strachu i po kilku minutach upadła na kolana i zaczęła krzyczeć. Komputery zgasły ale symulacja się nie wyłączyła. Podeszłam do niej i mimo głośniejszych krzyków odsunęłam blond grzywkę na bok. Zakryłam usta dłonią i odskoczyłam. Na jej policzku widniał wypalone słowo  Memoria a pod tym księżyc i otaczające go pnącza. Księżyc z pnączami winorośli oznaczał powtórne życie lub jak kto woli - życie po śmierci mimo śmierci.
Wkoło Nelly zrobił się krąg z ciekawskich uczniów. Carter - chłopak Clarissy, który również uczy w naszej szkole przebijał się przez tłumek odpychając wszystkich na bok. Uklęknął obok Nel na jednym kolanie a ona uniosła na niego swoje turkusowe oczy. Carter zaczął szeptać a na jej twarzy widać było spokój. Po kilku minutach dziewczyna wstała i przy pomocy nauczyciela szeptu poszła do pielęgniarki. Odprowadziłam ją wzrokiem i wolnym krokiem wróciłam do pokoju. -Trzymaj się stary!- Georg poklepał Toma po plecach i wrócił do tourbusa. Bill stanął przed bratem i założył ręce na klatce piersiowej. -Nie musisz tu zostawać... - powiedział patrząc na niego z głębokim smutk8em ukrytym.w brązowych tęczówkach. -Muszę, jeśli nie chcę cię zabić.