Jeśli chcesz...

"Jeśli chcesz możesz przenieść się w świat, którego inni nie znają. Ten świat będzie Tylko twój, Twoja tajemnica. Jeśli chcesz to Cię tam zabiorę.. Tylko powiedz..."

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 3.

Kucnęłam obok łóżka Lisy (inny skrót od Melissa) i wsunęłam rękę pod łóżko. Wymacałam palcami ruchomą płytkę i nacisnęłam na nią całą dłonią. Usłyszałyśmy ciche kliknięcie i odgłos odsuwanych kamiennych drzwi. W zeszłym roku przez przypadek odkryłyśmy to przejście ( które teraz, tak na marginesie było naszą składnią alkoholu), kiedy Melissie zleciał ulubiony kolczyk.
   Cassie wsunęła się do środka jako, że była najdrobniejsza i wróciła po chwili, trzymając w rękach szampana i dwie butelki wina. Śmiejąc się, przeszłyśmy do mojego pokoju i podtrzymując się gargulców - na dach.
Oparłyśmy się o murowany komin i otworzyłyśmy butelki o gwoździa, którego przybiłyśmy między cegły. Wziąłam łyk swojego piwa i po chwili poczułam w gardle charakterystyczny smak.
-No. To teraz opowiadaj. - zarządziła Cass patrząc na mnie.
Nie zrozumiałam o co chodzi a ona widząc moją minę dodała :
-Twoim partnerem jest chłopak, za którego towarzystwo dziewczyny są gotowe wydrapać ci oczy.
-Dlaczego? - zdziwiłam się. Wprawdzie widziałam jak rozdaje autografy ale nie myślałam, że jest tak.. hmm... porządany. To chyba odpowiednie słowo. 
-Bo jest, uwaga... - zrobiła dramatyczną pauzę. -...gitarzystą Tokio Hotel! - dokończyła i podniosła butelkę do ust.
W sumie..? Miło. Tylko dlaczego postanowił się tu uczyć? Po co mu to? Przecież nie będzie łapać nieumarłych! Jemu tak naprawdę nie przydałoby się w karierze rozpoznawanie martwych i grzebanie ich w ziemi.
-Dość o facetach! Jesteśmy tu, żeby się napić. - zaśmiałam się, kiedy Melissa to powiedziała.
-Za udany semestr! - zawołałam i uniosłam butelkę ku górze.
-Za udany semestr! - zawtórowały mi.
Minęły dwie godziny odkąd weszłyśmy na dach. I chociaż to w sumie nie tak długo - już miałyśmy bombę.
Cassie skomentowała wypowiedź Lisy a ja ryknęłam śmiechem. Nagle usłyszałyśmy, że ktoś nas woła.
-Hope! Do cholery! Kaulitz cię szuka! Za dziesięć minut zaczynacie wartę! - darł się z dołu Peter.
-Dzisiaj środa? - zwróciłam się do dziewczyn a one przytaknęły. - Ou.
Uważając aby się nie potknąć, schodziłam po gargulcach, co było trudne kiedy jest się wstawionym. Wśliznęłam się przez okno do pokoju i zbiegłam po schodach. W budynku głównym czekał na mnie Tom, już ubrany w strój Straży.
Szłam zataczając się i podśmiewując pod nosem. Rzadko piłam ale no cóż, jak już piłam to miałam później fazy.
Tom zbliżył się do mnie i zmarszczył nos.
-Piłaś?
-Siedziałam na dachu. - odpowiedziałam wymijająco, nakręcając kosmyk włosów na palec.
-Oj, Hope, Hope. - pokręcił głową. - Dasz radę te dwie godziny?
-Jestem wstawiona a zeszłam z dachu po gargulcach. - po krótkim namyśle dodałam. - Ale musisz mi pomóc ubrać to cholerstwo. - wskazałam na jego ubranie.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Jeśli tego sobie życzysz...
Zeszłam po schodach, podtrzymując się ramienia Toma.
Kiedy weszliśmy do szatni, usiadłam na ławce opierając głowę na rękach. Tom chodził wzdłóż haczyków z wypisanymi imionami i nazwiskami, szukając mojego stroju. Po minucie wrócił z ubraniami przerzuconymi przez ramię.
-Przykro mi ale ja cię sam nie rozbiorę i nie ubiorę z powrotem. - podparł ręce na biodrach.
Nic nie mówiąc, wstałam i ściągnęłam koszulkę, rzucając ją na ławkę. Byłam na te pijana, że nie zwracałam uwagi na to, że Tom jest facetem a ja na ogół się przy nich nie rozbieram. Jakoś bez większego przyglądania się mojemu ciału, pomógł mi założyć bluzkę i ściągnąć jeansy.
Spodnie ubrałam sama a chłopak założył mi wysokie trampki z grubą podeszwą.
-Gotowa?
-A mam wybór? - jęknęłam i zaczęliśmy patrol. Idąc podpierałam się na łopacie, Tom swoją przerzucił przez plecy.
Szliśmy w ciszy, uważnie obserwując miejsca gdzie świeciliśmy latarkami. Czułam wyraźnie stężone powietrze ale równie dobrze mogły być to opary z alkoholu więc nie zwracałam na nie uwagi. Promienie latarki padały na odległe skrawki trawników, krzaki, drzewa i ściany budynków upewniając mnie, że tsm nic nie ma czyli najpewniej moje przeczucie były za sprawą alkoholu.
Nagle zobaczyłam jakiś ruch pod fontanną. Szturchnęłam go i na migi pokazałam mu, żeby szedł za mną.
Gdy byliśmy dość blisko, Tom włączył ponownie latarkę, świecąc w prosto w twarze całująchch się pierwszaków. Spojrzeli na nas przestraszeni. Tom uśmiechnął się a kolczyk w jego wardze błysnął w mroku.
-Zostawmy ich. - powiedział i wziął mnie za łokieć. Kiedy byliśmy trochę dalej, parsknął śmiechem i pokręcił głową - często młodzi się tu spotykają po zmroku?
-Większość. Ale są ciekawsze sytuacje. Kilka razy w roku, conajmniej połowa szkoły idzie nad jezioro pływać nago albo do lasu na ognisko. Mamy tam swoją polanę. - uśmiechnęłam się na wspomnienie ostatniego ogniska. Odbyło się ono w zimie i graliśmy w wyzwania. Musiałam w bieliźnie wskoczyć do jeziora z pomostu. A kto był taki genialny i dał mi to zadanie? Carolyn. Jedna z tych dziewczyn, które zazdroszczą mi wysokich wyników i tych, które uważają się za lepsze bo są z bardzo zamożnych i wpływowych rodzin. No ok, też byłam rodowitą strażniczką i na wstępie przyjęli mnie do Straży ale nie zadzieram nosa!
-Najbliższy taki dzień będzie dokładnie za miesiąc. Na koniec semestrów szkoła użądza nam bale na sali gimnastycznej. - Chłopak słuchał uważnie i kiwał głową. Dzięki temu, że chodziłam po świeżym powietrzu wytrzeźwiałam. No, chociaż po części bo dalej się chwiałam i nie mogłam złapać koordynacji w terenie.
-W sumie cieszę się, że mogłem tu przyjechać. Trasa jest wykańczająca a szkoła... Szkoła jest powrotem do normalności. Chociaż częściowej. - Wzruszył ramionami i spojrzał w niebo.
-A tak właściwie to dlaczego tu jesteś? Nie obraź się ale ta wiedza, jak się opanować i ogólnie zachowywać przy nieumarłym nie jest ci potrzebna, kiedy jeździsz z zespołem po świecie.
Jego twarz natychmiast stężała. W ciemności zauważyłam jak drga zaciskana przez niego szczęka.
Nie odpowiedział na moje pytanie tylko zapytał:
-Która godzina?
Westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz komórki. Nasza warta trwała od 2 w nocy do 4 nad ranem.
-Za piętnaście minut kończymy zmianę. Wracajmy już. - Byliśmy na linii lasu a musieliśmy wrócić do budynku głównego.

-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej.- powiedziała Cassie zaniepokojonym tonem. Ona nigdy nie miewała bólu głowy czy kaca. W sumie dziwiłam jej się, przecież zawsze piła prawie tyle ile Melissa, a Mel piła dużo. Następnego dnia zwykle i ja i Lisa wyglądałyśmy jak żywe trupy.
-Taaa... - ziewnęłam rozciągając ręce ku górze.
Tom dosiadł się do nas ze swoją tacą.
-Nieraz zarywałem noce. Czy to w studiu, czy tourbusie, albo z dzislewczyną ale to mniej ważne. W każdym bądź razie nieraz te noce zarywałem ale nie mogę się przyzwyczaić do tych wart. - powiedział a następnie ziewnął i podniósł do uzt kanapkę.
-Przyzwyczaisz się - odpowiedział David i zajął się swoimi płatkami. Zobaczyłam, że nie tylko ja nie byłam głodna. Melissa również nic nie tknęła. Wskazałam głową na drzwi i zapytałam czy idzie. Przewiesiła plecak przez ramię i obeszła stolik.
      Patrzyłam jak Clarissa równym krokiem chodzi w te i z powrotem po sali tłumacząc zasady gry, w którą mieliśmy zagrać. Polegała ona na szukaniu martwych zwierząt umieszczonych na terenie szkoły. To nie było zbyt interesujące ale po niecałej godzinie oddałam jej kartkę z zaznaczonymi nazwami i miejscami, gdzie schowane były nieżywe stworzenia.

Stanął w cieniu drzew i obserwował. Obserwował brata z jakąś dziewczyną. Dokładnie widział, że robią zwiady. Nie czuli go, nie widzieli. Nie byli zbyt spostrzegawczy a stał tu cały czas. Prychnął. Jego brat był tu przez niego. Gdyby wtedy nie uparł się i nie pojechał sam w to cholerne miejsce, nie byłoby go tu. Jego serce by biło regularnym rytmem, miałby dusze i czułby to, że ostre krawędzie kory ranią mu dłoń. Ale tego nie czuł. Nic już nie czuł. Odkąd się utopił, nie czuł nic. Natomiast wiedział, że ludzie nie mogą wiedzieć. Nie mogą bo... bo co? Nie zrozumieli by. Kazaliby go zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Tyle, że on tego nie wymyślił. Naprawdę umarł i naprawdę żył. Ale teraz był martwy. Mimo iż był żywy, chodził, śpiewał.. Jego dusza była martwa. Opuściły go resztki nadzieji. Nic już nie mogło być dobrze. Był nieśmiertelny, tego się nie da wiecznie ukryć. Będzie patrzył jak jego rodzina i przyjaciele starzeją się i umierają. A on będzie żył, zostanie sam. Wolałby znowu umrzeć niż skazywać się na życie bez nich. Zacisnął szczękę i przymknął oczy. Mocno zacisnął pięści i wycofał się w głąb lasu a następnie odszedł, zostawiając za sobą kruchy ślad zimnego wiatru ale zabierając pustkę, którą tak bardzo chciał porzucić.

2 komentarze:

  1. Biedny Bill :( Szkoda mi go trochę, ale ktoś musiał ucierpieć na potrzeby tego opowiadania... Jestem ciekawa, jak dalej to rozegrasz, także czekam niecierpliwie na rozwój akcji. Odcinek bardzo dobry, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek i środek nie wniósł nic nowego, ale końcówka...końcówka strasznie chwyciła mnie za serce. Gdy czytałam o Billu zrobiło mi się tak jakoś strasznie smutno :( Biedny musi przechodzić przez coś takiego i tak bardzo cierpieć :(
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń