Jeśli chcesz...

"Jeśli chcesz możesz przenieść się w świat, którego inni nie znają. Ten świat będzie Tylko twój, Twoja tajemnica. Jeśli chcesz to Cię tam zabiorę.. Tylko powiedz..."

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 4.

WAŻNE.
Czasami zastanawiam się dlaczego każde z moich opowiadań jest inne. Jedne po prostu banalne ale dość ciekawe, inne przejrzyste a jeszcze inne jak np. te jest dla mnie czymś więcej. Mam do was ogromną prośbę. Jest pewien pomysł a mianowicie, to, że oprócz opowiadań próbuję pisać książkę i zastanawiam się czy po zakończeniu tej historii wgrać to na Worda, żeby pozamieniać imiona. Rodzice powiedzieli, że jeśli będę chciała to ją wydadzą. No i tu się zaczyna myśl - czy chcielibyście mieć coś takiego na półkach?
***************************

-Tom, przyjeżdża ktoś do ciebie?- zapytała Cassie. Od dłuższego czasu staliśmy przed budynkiem szkoły, oczekując nadejścia nauczycieli. Dziś dzień odwiedzin, jeden z pięciu na rok. Z tej okazji mr. Nite wygłasza mowę z samego rana i cały dzień, jeśli ktoś do nas przyjedzie, możemy spędzić z bliskimi.
-Nie wiem. Pewnie Georg i Gustav. Ewentualnie mama i Gordon. - odparł zaciskając dłonie. Ani słoweem nie wspomniał o bracie. A przecież wydają się tacy zżyci.
Wiatr, który zerwał się jakieś dziesięć minut temu szarpał moim ubraniem. Szczelniej naciągnęłam sweter na ramiona i przytrzymałam go. Nie powinno tak wiać ale w Anglii pogoda żyje własnym życiem. Prognozy na nic się nie przydadzą, skoro pogoda potrafi zmienić się się w ciągu pięciu minut. Musieliby zrobić kanał w radiu albo telewizji, gdzie prognozy będą podawane co kilka minut. Ale kto by chciał ciągle na to uważać?
-Hope, a do ciebie ktoś przyjedzie? - odwróciłam twarz w stronę gothki.
-Babcia i Silvenia. - odparłam spokojnie. Rodzice nigdy nie przyjeżdżali. Już dawno przestałam się tym przejmować. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie uczestniczą w moim życiu. Po co robić sobie nadzieję skoro i tak nie przyjadą?
Silvenia przez wiele lat zastępowała mi ich obecność. Jest młodszą siostrą mojej mamy i z reguły powinna być moją ciocią ale jest starsza ode mnie tylko o dwa lata więc jest dla mnie jak starsza siostra. Odkąd pamiętam wychowywana byłam przez nią i babcię. I wiele im za to zawdzięczam.
-Ja się spodziewam Chrisa i Matta..- tu spojrzała znacząco na Melissę.
Krótkie wyjaśnienie - Chris to chłopak Cassie a Matt jest jej bratem, który jawnie flirtuje z Melissą.
-Ej, no co ja ci poradzę, że twój brat nie może się oprzeć temu? - wskazała rękami swoje ciało od stóp po czubek głowy i uśmiechnęła się słodko.
Zaśmiałam się krótko i na podium weszła Clarissa a za nią dyrektorka. Momentalnie zaległa cisza.

-Hope! - wysoka blondynka machała do mnie z odległości kilku metrów. Jej uśmiech rozciągnięty był na conajmniej pół twarzy. Wydymała czerwone wargi stukając o metalową siatkę ogradzającą boisko. Oprócz gier typu "Orientuj się" i "Miej oczy otwarte" musimy w coś grać, czymś się zajmować. Padło na football i koszykówkę. Nieraz rozkładamy siatki i gramy dla zabawy w siatkówkę.
-Gdzie babcia? - zapytałam, kiedy już wypuściła mnie z uścisku.
-Rozmawia z Evą- odparła spokojnie. Eva, czyli nasza dyrektorka bardzo liczy się ze zdaniem naszej babci w różnych kwestiach.
Przecięłyśmy boisko i ruszyłyśmy w stronę fontanny. Silvenia usiadła na grzbiecie wielkiego kamiennego lwa.
-Hej mała, chciałem ci przedstawić moich kumpli. - Tom podszedł do nas z dwoma chłopakami, którzy byli totalnie różni. Jeden miał krótkie włosy i był blondynem. Drugi miał brązowe włosy do ramion. Silvenia spojrzała na nich i rozciągnęła idealne usta w uśmiechu.
-Gustav i Georg. - przedstawił dredziarz. - a to Hope. - dodał z uśmiechem i wskazał na mnie.
-A to moja siostra Silvenia - uśmiechnęłam się i kiwnęłam na blondynkę.
Zaczęliśmy rozmawiać dopóki babcia nie przyszła. Koniecznie chciała zobaczyć jak się urządziłam więc poszłyśmy do mojego pokoju w internacie dziewczyn.
W ciągu pobytu tutaj zdążyłam już poprzestawiać meble. Biurko stało teraz obok okna, łóżko stało pod ścianą a szafka zaraz obok drzwi do łazienki.
Pokój obok mnie był pusty, od kilku lat niezamieszkany. Słyszałam, że dziewczyna się tam powiesiła więc nie chcieli narażać uczniów na to aby czuli się nieswojo mieszkając tam. Na samą myśl o tym wzdrygam się.
To tylko plotka. Mam nadzieję.
  Razem z Silvenią i babcią Anną przekraczamy próg pokoju.
Babcia wydaje zduszony jęk natrafiając wzrokiem na wielki biały pentagram na czarnym materiale rozciągniętym na ścianie obok łóżka. Silv zaczęła chichotać a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Babcia zrobiła się czerwona na twarzy ale nic nie powiedziała. To nie moja wina, że wierzę w takie rzeczy. Interesuję się tym tak samo jak nasi przodkowie. Oni również używali pentagramów jako znaków odstraszających nieumarłych.
Długo rozmawiałyśmy a potem Silvenia zabrała mnie na miasto. Babcia została w szkole aby pomóc Evie przy dokumentacji szkolnej. Nie chciała nam powiedzieć nic więcej oprócz tego, że coś zniknęło. Wieczór spędziłam na spacerze z blondynką. Kiedy wróciłam do pokoju momentalnie zapadłam w sen.

Wstałam z wrażeniem, że coś jest nie tak. Rozejrzałam się ale nie zobaczyłam niczego podejrzanego. Nie czekając aż przeczucie wróci, ubrałam się w obcisły strój i związałam w wysoki kucyk.
Zawsze dzień po Odwiedzinach mamy coś w rodzaju testów. Czasami jest to symulacja, wytrzymałość, szybkość myślenia albo spryt. Trzeba być przygotowanym na wszystko.
Pchnęłam drzwi Korytarza Sprawiedliwych i wmieszałam się w tłum drugoklasistów.
Po kolei wywoływali imiona. Widziałam tylko jak ludzie znikają za drzwiami. Oparłam się plecami o zimną ścianę. Teraz Tom. Odliczałam sekundy. Raz, dwa, trzy, cztery.... Zawsze bałam się tych testów. Moja drobna budowa zazwyczaj nie działała przekonująco na oceniających. Z tego wszystkiego najgorsze są symulacje. Zostajemy zamykani w szklanym pokoju i wstrzykują nam substancje wywołujące halucynacje. Jesteśmy wtedy w swokch koszmarach, stawiamy czoło temu co napawa nas przerażeniem.
Mam dziesięć lęków, stosunkowo mało. Mniej niż połowa przeciętnych strażników. Żeby zmierzyć się z nieumarłymi musimy zwalczać lęk i pokonywać swoje bariery.
-Hope Milings. - woła kobieta o szarych włosach i macha na mnie ręką.
Przełykam ślinę i wchodzę do pomieszczenia. W tej szkole dzieje się więcej niż ktokolwiek by przypuszczał.
Wmurowało mnie kiedy na środku sali zobaczyłam metalowy fotel. Przegryzając wargę podeszłam do niego. Kiedy doktor Hollen kiwnął ręką, żebym usiadła - zawahałam się.
-Co to jest?- zapytałam ostrożnie opierając plecy na metalu.
-Maszyna, która pozwoli mi zbadać jaką masz duszę. - odpowiedział przypinając mi elektrody do całego ciała.
-Po co badać duszę? To śmieszne! - prychnęłam ale pozwoliłam, żeby podpiął mnie do monitora.
-To nie jest bez sensu. Coś się ostatnio stało i musimy to zbadać. - powiedział zanim ugryzł się w język.
Przebiegł po mnie spłoszonym wzrokiem i powiedział abym oczyściła umysł. Oddychałam spokojnie, z zamkniętymi oczami aż usłyszałam stłumiony okrzyk doktora.
-Coś się stało?- zapytałam. Bałam się, że z wynikami jest coś nie tak.
-Jezu... Hope. Nikt nie może tego zobaczyć! Słyszysz? Nikt!
-Ale czego zobaczyć proszę Pana? O co chodzi?
-Jesteś..  masz... pozorność. Jesteś Pozorną!
-Co Pan bredzi? - zdenerwowałam się. Westchnęłam i odpięłam elektrody. - Niech mi to Pan pokaże.
Odsunął się od komputera. Było tam napisane, czarno na białym, że mam duszę Pozornej. Ale co to znaczy?
-Nikomu nie mów o wynikach, wpiszę inne. Proszę a nawet błagam. Zatrzymaj to dla siebie!
Obiecałam mu to i wyszłam z pomieszczenia. Muszę się dowiedzieć kim jest strażnik z duszą Pozornego. "Coś się ostatnio stało". Te słowa dzwoniły mi w uszach, kiedy opuszczałam salę.

Przerzuciłam nogi przez zwaloną kłodę i zaśmiałam się pokazując do tyłu, żeby byli odrobinę ciszej.
Kiedy testy się skończyły był już wieczór. Jak co roku kilku strażników z drugiej i trzeciej klasy zabierało kilkunastu nowicjuszy z niższych bądź równoległych klas na próbę odwagi. Po północy wymknęliśmy się z terenu szkoły i biegliśmy pięć kilometrów przez las. Następnie kolejne trzy przebiegliśmy drogą do opuszczonych magazynów.
Włączyłam awaryjne zasilanie i grupami wjechaliśmy windami na ostatnie, dwunaste piętro. Z uśmiechem i nieskrywanym zadowoleniem patrzyłam jak nowi panukują. Jeszcze rok temu sama stałam tu pierwszy raz.
-No to może pierwsza ty, Hope? - zapytał Kevin kucając nad grawędzią dachu. Powoli zaczął zapinać uprząrz i wciągać liny.
-Ooo. Chętnie. - uśmiechnęłam się szeroko i pozwoliłam aby Josh zapiął wokół mnie pasy, które podał mu Kevin.
-No to jazda mała, pokaż im co to znaczy odwaga. - klepnął mnie w plecy.
Cofnęłam się kilka kroków i z rozbiegu skoczyłam z dachu głową w dół. Rozłożyłam ręce i zgięłam nogi w kolanach. Powietrze drażniło odkrytą skórę. Czułam jak moje ciało staje się lżejsze. Wydałam z siebie okrzyk radości i uniosłam głowę.
Zapomniałam o wynikach testu, o rodzicach, o babci. Zostałam tylko ja i grawitacja. Zatrzymałam się metr nad ziemią. Odpięłam pasy drżącymi z podekscytowania palcami i skoczyłam w dół, lądując w kuckach.
Usłyszałam ponad sobą okrzyk. Nie była pewna czy radości czy strachu ale zaśmiała się pod nosem.
Chwile później obok mnie wylądował Tom, chwiejąc się na nogach. Przytuliłam go i pogratulowałam. Mój pierwszy skok wyglądał gorzej.
Tyle, że mnie złapał Josh. A teraz skakaliśmy pierwsi.

Nie przyjechał bo nie mógł. Nie miał tam wstępu. Na tym terenie z każdej strony otaczało go niebezpieczeństwo. Więc dlaczego tu przychodził?
Odpowiedź jest prosta. Bo brakowało mu brata. Zwyczajnie mu go brakowało. Jest jedna rzecz gorsza od bycia martwym. A jest nią bycie martwym i samotnym. Czuł się jak szmaciana lalka, wypruta z wszelkich uczuć. Jakby już nic nie mogło zmienić tego co czuje. Oczy zaczęły go piec ale wiedział, że martwi nie płaczą.
Zacisnął dłonie wbijając paznokcie głęboko w skórę. Krew spływała z drobnych nacięć ale on ich nie czuł. Wolnym krokiem skierował się w stronę miasta, z daleka od lasu. Był szybki. W godzinę potrafił przebiec od pięćdziesięciu do stu kilometrów. Zatrzymał się w pół kroku i zawył z wściekłości. Był żałosny. Wiedział to. Był żałosny i nic nie może tego zmienić. Nic i nikt. Bo to siedzi w nim. W tym co zostało z jego poharatanego serca. Był silny póki w niego wierzyli. Wiary zabrakło. Teraz jest żałosny.

1 komentarz:

  1. Jeszcze pytasz?! No pewnie dziewczyno, że chciałabym to na półce! Ty siem nie zastanawiaj tylko działaj ;-* Ja też mam marzenie o wydaniu książki, ale mnie nie ma kto zasponsorować, a to jest niebagatela 10 tysięcy. Ale Ty korzystaj i łap marzenia za nogi ;*
    A co do rozdziału...gdy piszesz w osobie Billa odczuwam bardzo dziwne emocje...nie umiem ich określić, ale są...no dziwne. Mogłabyś pisać również z perspektywy Billa, albo jeszcze lepiej założyć cały blog z perspektywy Billa. Opis to wszystko. Jak to się stało, że jest nieumarłym, jak sobie radził z tym wszystkim. Jestem na 100% pewna, że znalazłaby się masa osób by przeczytać "Nieumarłych" z punktu widzenia Billa.
    Pomyśl nad tym ;* A Tymczasem, czekam na kolejny odcinek ;*

    OdpowiedzUsuń